Prometeusz
Reżyseria: Kamil Przyboś Teatr: Inne
Data publikacji: środa, 26.02.2025
Wykradł bogom ogień i za karę został przykuty do skały, gdzie sęp wyjada mu stale odrastającą wątrobę - chyba tyle pamiętamy z mitu o Prometeuszu. To, że ulepił człowieka z gliny pomieszanej ze łzami, albo że to jego brat zakochał się w Pandorze, po której została nam w języku przywoływana czasem puszka, zatarło się w pamięci większości osób, których przygoda z greckimi mitami zakończyła się na początku liceum. Do mitu o tym herosie powraca Everest Production, zapraszając na akrobatyczne widowisko "Prometeusz", grane w kilku polskich miastach. Serdecznie dziękuję za zaproszenie na to przedstawienie, które oglądałem w Teatrze Capitol we Wrocławiu. Kolejne pokazy odbędą się 3 marca w Teatrze Muzycznym w Gdyni, 27 kwietnia w Brnie, 11 maja w Domu Muzyki i Tańca w Zabrzu, 15 września w Teatrze Wielkim w Łodzi, 22 września w Centrum Spotkania Kultur w Lublinie oraz 13 października w CKK Jordanki w Toruniu.
Nie znam się zbytnio na teatrze ruchu i tańca, ale z zainteresowaniem i podziwem oglądałem pokazaną w ten sposób historię. Podziw był tym większy, że o ile widowisk tanecznych jest sporo, o tyle akrobatyczne popisy na tym poziomie nie zdarzają się już tak często. W dzieciństwie widywałem je w cyrkowych namiotach i pomyślałem sobie, że dobrze, iż z cyrkowej estrady trafiły na teatralne salony. Naprawdę ciężko nie zachwycić się siłą, zwinnością, sprawnością, z jaką artyści wykonywali kolejne wyskoki, salta, tworzyli żywe piramidy, kręcili się na wysoko podwieszonych kołach czy szarfach. "Czy jest na sali ortopeda?" - zastanawiałem się co jakiś czas uświadamiając sobie, że ciała tancerzy są giętkie, jak moralne kręgosłupy niektórych polityków i silne jak stal (wymyśliłem tu bardziej oryginalne porównanie - jak kot, który nie chce iść do weterynarza, ale zostańmy przy stali). Mnie najbardziej podobał się ostatni układ tytułowego bohatera, obracającego sporej wielkości sześcian niczym drobną zabawkę. Część historii opowiedziana jest w formie teatru cieni, co dodatkowo uatrakcyjnia widowisko.
Warto na stronie spektaklu poczytać o tym, co pokazują niektóre sceny, by jeszcze lepiej móc je docenić. Teatr ruchu ma to do siebie, że wielość interpretacji jest w niego wpisana (zastanawiałem się, jak niewiele trzeba by zmienić w przekazie, by stała się to opowieść o czymś zupełnie innym). Ten ruch, ten podziw dla świątyni ciała nawiązuje do teatru antycznego i misteriów, z którymi był powiązany. To wrażenie potęguje muzyka, skomponowana przez Elżbietę Sokołowską i wykonywana na żywo przez Orkiestrę Kameralną Silesian Art Collective i Wroclove Musical Choir pod dyrekcją Mateusza Walacha. Są też śpiewane przez trzy Mojry pieśni zaczerpnięte z mitologii i wykonywane po... grecku. Nad sceną mamy ich tłumaczenie na polski, ale w sumie nie wnosi ono wiele, lepiej po prostu spróbować zanurzyć się w ten mityczno-muzyczny, hipnotyzujący świat bardzo uniwersalnego i dostępnego dla wszystkich, niezależnie od języka przekazu (wg organizatorów spektakl przeznaczony jest dla dzieci w wieku 10+). Jeśli ktoś chciałby zobaczyć, jak wiele może ludzkie ciało, a do tego nieco odświeżyć sobie znajomość mitologii w towarzystwie wykonywanej na żywo muzyki polecam 1,5 godzinne przedstawienie w reżyserii Kamila J. Przybosia z choreografią Mai Lewickiej i Agaty Zając. Bilety na spektakl można nabyć na stronie wydarzenia www.spektaklprometeusz.com.
Zrezygnuję tym razem z typowej oceny w gwiazdkach - nie jest to typowy spektakl teatralny, więc brak mi właściwego odniesienia. Tych, którzy oczekują spektaklu czy musicalu sensu stricte, czeka zresztą lekki niedosyt. Nie mniej teatr to zjawisko bardzo pojemne i warto się o tym przekonywać. A na koniec - nie mogę inaczej - "Lament tytana" czyli piosenka Jacka Kaczmarskiego o Prometeuszu (bo zawsze warto popularyzować twórczość tego autora):
Więc jest na szczycie! Wreszcie na szczycie!
W końcu doczekał się chwały!
Łeb nurza w niewyczerpanym błękicie,
Pod stopą głazów zawały.
Własnym pomnikiem stał się za życia
Już nieoddzielny od skały.
Więc skąd z ust jego nieludzkie wycie,
Któremu świat jest za mały?
W mglistych dolinach ludzkie siedliska
Jasny żar grzeje i krzepi.
To z jego żagwi błysły ogniska,
To on tych ludzi ulepił.
Tak ich niedola była mu bliska,
Że dla nich Bogów zaczepił
I teraz piorun nocą mu błyska,
A ci – na los jego – ślepi!
W ludzkich siedliskach kowadła dźwięczą
I ogień pod miechem huczy;
To on im przecież narzędzia wręczył,
On ich do kunsztu przyuczył.
Tak ich ukochał – swój twór niewdzięczny,
Tak ich wolnością obruszył,
Że kiedy wyciem jego wiatr jęczy –
Wciągają czapki na uszy.
Wspomną go jeszcze snując swe mity
(Tak, jakby dawno już nie żył) –
Że do kaukaskich szczytów przybity,
Lecz przecież kto w to uwierzy?
Że go zastąpi w męce banity
Jakiś półczłowiek, półzwierzę,
Któremu, w życiu pragnień wyzbytym,
Na niczym już nie zależy.
Tak sobie świat tłumaczą naprędce
Zlepieni z mułu i gliny,
Przy ogniu grzejąc bezczynne ręce,
Wolni – od długu i winy.