Pilot i Mały Książę
Reżyseria: West Hyler Teatr: Katowice Miasto Ogrodów
Data publikacji: czwartek, 24.10.2024
Ocena: 7/10
"Pilot i Mały Książę" – ten musical można od niedawna oglądać w Katowice Miasto Ogrodów (dawna sala NOSPR). To spektakl, na który wcale nie chciałem iść. Zupełnie nie przekonywały mnie takie określenia jak "cybermusical" i "teatr przyszłości" oraz wizje wielkich ekranów i projekcji. Pamiętam, jak bardzo raziły mnie takie rozwiązania scenograficzne kilka lat temu w "Pilotach" w Romie. Po ich obejrzeniu powiedziałem, że jakbym chciał iść do kina, to bym nie kupował biletu do teatru. I pewnie nie dałbym spektaklowi szansy, gdyby nie grający Małego Księcia Filip Robak i jego Mama, pani Justyna, która mnie na ten spektakl zaprosiła.
Obejrzałem i nie żałuję! Okazuje się, że poza instytucjonalnym teatrem można zrobić dużą produkcję na wysokim poziomie. A i projekcje... zupełnie mnie zaczarowały. Nie wszystkie - czasem miałem wrażenie, że zmieniają się zbyt szybko, ale już od pierwszych scen (nieoczekiwanie podwodnych, a nie podniebnych) zachwyciłem się tą oprawą plastyczną. I rzeczywiście w kilku momentach zacierały się granice między tym co wyświetlane, a realnymi uzupełnieniami. Brawa więc dla studia PLATIGE IMAGE, odpowiedzialnego za efekty wizualne, na czele którego stoi Piotr Sikora, który jest jednocześnie współproducentem i dyrektorem artystycznym spektaklu. Spektaklu, przy stworzeniu którego pracowała międzynarodowa ekipa - West Hyler (reżyser), Michael Wolk (scenarzysta), Mindi Dickstein (autorka tekstów i piosenek, które przełożył nieoceniony Daniel Wyszogrodzki). Kompozytorzy i aranżerzy to Guy Dubuc i Marc Lessard, za scenografię (która na szczęście nie ograniczała się do projekcji i wypadała bardzo dobrze wespół z nimi) odpowiadała Anna Louizos, zaś piękne kostiumy przygotowała Agata Uchman.
Cóż ci artyści wymyślili? Ano połączyli fabułę "Małego księcia" z biografią Antoine’a de Saint-Exupéry’ego - autora tej powiastki, ale też pilota. I to właśnie życie pisarza jest tutaj w centrum. Dość powiedzieć, że kultowe "Narysuj mi baranka" pada dopiero w 50 minucie spektaklu. Miałem wątpliwości co do tego połączenia, ale - choć nieidealnie - to jednak rzeczywiście się ono sprawdza. To zastrzeżenie wynika z rozkładu fabularnego, który moim zdaniem mógłby inaczej rozłożyć akcenty. Historia pisarza w pierwszym akcie gna jak szalona, bo od małego marzyciela przechodzimy do dorosłego człowieka. Niestety trochę zbyt szybko przemierzamy kolejne planety odwiedzane przez Małego Księcia. Wielka szkoda, że nie wszyscy ich mieszkańcy dostali jakieś większe songi i ciekawe dialogi (i że w ogóle zrezygnowano z postaci Pijaka), bo te sceny są naprawdę świetne, a aktorzy bawią się charakternymi postaciami. II akt niestety gubi nieco rytm, sceny z wężem wydały mi się przydługie, podobnie kilkakrotnie podbudowywany finał, którego spodziewamy się wcześniej niż ostatecznie następuje przynajmniej dwukrotnie (raz nawet część publiczności już wstała z oklaskami).
Reżysersko pojawia się wiele ciekawych pomysłów, choćby prosta a jakże urocza scena jazdy na rowerze z cofającymi się postaciami czy ptasi lot po zsunięciu się ekranów, gdy Małemu Księciu pozostają w dłoni szelki. W pamięci zostanie na pewno samolot w połączeniu z ciężkim dymem oraz Zeppelin nad widownią (szkoda, że musi wrócić na swoje miejsce). Trochę za mało było dla mnie musicalowej świeżości - choreografia była poprawna, ale w większości nie imponująca (główny choreograf to James Gray), muzyka też niezbyt zapadała w pamięć, podobnie jak teksty piosenek, które w wielu momentach, zwłaszcza zbiorowych, były dla mnie dodatkowo zupełnie niezrozumiałe.
Wokalnie zapamiętam na pewno duety Małego Księcia i Pilota, bo to były świetne songi, a głosy Rafała Szatana i Filipa Robaka znakomicie się uzupełniały. Piszę oczywiście jak zwykle o obsadzie spektaklu, który oglądałem - nikogo nie powinny dziwić dublury w głównych rolach. Wracając - Rafał Szatan uwodzi charyzmą. Czy to gdy śpiewa, czy mówi, czy lata - jest wiarygodny, do tego ma znakomity głos i nienaganną dykcję. Filip Robak najlepiej wypada śpiewając - aksamitny wokal wypada znakomicie. Z zadaniami aktorskimi radzi sobie bardzo dobrze, choć lepiej wypada w momentach kameralnych i nieco zbyt zagrywał się w początkowej rozmowie z Pilotem na temat wagi swoich problemów. Ale i tak wróżę mu przyszłość i mam nadzieję, że będę mógł oglądać go w kolejnych produkcjach (gra też, a nawet wymiata w "School of rock" w Teatrze Rozrywki). Bardzo podobał mi się Dominik Bobryk jako Latarnik i Lis. Zwłaszcza śpiewany początek dialogu Latarnika z Małym Księciem. Aż chciałoby się, by scena trwała dłużej. W scenie z lisem, która pięknie przypomina o trwałości przyjaźni, mam jedynie zastrzeżenia dotyczące pewnego fałszu pojawiającego się czasem w używaniu maski - zbyt często aktor zdawał się patrzeć swoimi, a nie "lisimi" oczyma. To jednak drobiazg - Bobryk we wszystkich rolach (także jako Jean-Henri) wypada znakomicie. Wspaniałe wejście miał Mateusz Feliński jako Bufon, a scena z lustrami jest także świetnym pomysłem reżysersko-choreograficznym. Ileż radości zdawał się mieć aktor z tej zabawy natężeniem oklasków publiczności! Świetny jako Daurat i Geograf był Krzysztof Cybiński (aż prosił się jakiś dłuższy song w tej scenie), doskonała też, zwłaszcza jako Królowa (także pozbawiona songu), była Kaja Mianowana. Jak zawsze dobre słowo należy się dla Tomasza Wojtana (czemu także bez songu jako Biznesmen?). Najsłabszą rolą była dla mnie Oliwia Drożdżyk jako Consuela, ukochana żona pisarza, i Róża. Song o ich miłości prowadzi nas w jednej niezbyt długiej piosence od pierwszego spotkania aż do wspólnego życia po ślubie. Trochę to zbyt mało, nieco dziwna jest też scena spotkania z mężem na pustyni. W dodatku to jedyna osoba z obsady, w której śpiewie nawet moje niewprawne ucho słyszało pewne fałsze (choć wierzę, że to tylko słabszy dzień). Niezbyt podobał mi się rozbudowany wątek Żmii (Daniel Chodyna), który chyba w założeniu miał być jasnym punktem, a moim zdaniem dostał zbyt wiele czasu. Nie przekonywała mnie też zbudowana wokół niego choreografia. Choć generalnie zespołowi tanecznemu należą się brawa. Na szczególne uznanie zasługuje, jak sądzę, Szymon Pacholec wyróżniający się ze składu i przykuwający uwagę swoim zaangażowaniem.
Wiem, że nie jestem głównym targetem, jednak przeszkadzała mi możliwość robienia podczas spektaklu zdjęć - powodowało to wysyp świecących ekranów. Ale rozumiem, że dla młodzieży to duża frajda. Trochę szkoda, że tak mało profesjonalnych fotografii robionych podczas spektaklu jest też na stronie. Doceniam jeszcze przygotowanie ścianek promocyjnych do robienia sobie zdjęć przed salą teatralną oraz to, że aktorzy pojawili się przy nich dosłownie w kilka minut po zakończeniu spektaklu.
Podsumowując - te niespełna 2,5 godziny (w tym 20 minutowa przerwa) to był naprawdę dobry czas, a spektakl może w młodych ludziach obudzić teatralną pasję. Jak widać nowoczesne technologie projekcji elementów scenografii nie są czymś, czego należy się bać i mądrze użyte stanowią znakomitą wartość dodaną. A do tego warto pochylić się nad mądrością "Małego Księcia". "Jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś", "Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu", "Dla całego świata możesz być nikim, dla kogoś możesz być całym światem", "Pustynię upiększa to, że gdzieś w sobie kryje studnię" - choć przebrzmiały nam już nieco te cytaty i mogą zdawać się wręcz kiczowate, stanowią uniwersalne i ważne prawdy dla kolejnych pokoleń. Polecam więc tę międzypokoleniową przygodę!
Ocena spektaklu: ⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐(a nawet 7,5)/10
Spektakl dla widzów wprawionych teatralnie: NIE
KOMENTARZ Z DNIA 8 LISTOPADA 2024:
Smutno zrobiło mi się dziś, gdy przeczytałem podesłany artykuł o zakończeniu grania w Katowice Miasto Ogrodów musicalu "Pilot i Mały Książę". Niestety "business is business" - bilety nie sprzedawały się wystarczająco, nie pomógł rozmach, wielka kampania promocyjna i znane musicalowe nazwiska. Pozostały jeszcze trzy spektakle - dziś, 14 i 15 listopada. Zostawmy na boku analizy co nie zagrało. Żal mi artystów, którym zawsze ciężko po krótkim czasie porzucać owoce swojej pracy. Żal mi tych, którzy tak jak ja nie zdążą się przekonać, że mimo początkowej nieufności to była naprawdę solidna produkcja. I strasznie mi przykro, że zanim kolejna osoba zainwestuje pieniądze w kulturę zastanowi się trzy razy.
Jest taki cytat w "Maskaradzie" Pratchetta, który - choć o operze - można rozciągnąć na sztukę w ogóle:
"-Widzi pan, ser przynosi pieniądze. Opera nie. Opera to coś, na co się pieniądze wydaje.
-Ale... co się zyskuje?
-Zyskuje się operę. Wkłada pan pieniądze, rozumie pan, i wychodzi opera".
Nie jestem zwolennikiem teatru oderwanego zupełnie od realiów ekonomicznych. Uważam, że mecenat państwowych funduszy zbyt często odrealnia rynek i wypacza stawki, potęgując zarobki jednych i pomijając innych (zwykle zespoły aktorskie). Ale jednak sztuka to nie kawałek sera, a kawałek serca. I jeśli znów przegrywa z ekonomią, to jednak jest to powód do smutku.