JAROSŁAW CISZEK

(Prawie) ostatnie święta

Reżyseria: Grzegorz Eckert     Teatr: Śląski Teatr Lalki i Aktora "Ateneum" w Katowicach
Data publikacji: czwartek, 14.11.2024

Ocena:   7/10

(Prawie) ostatnie święta

Przedświąteczny czas, gdy markety już raczą nas bożonarodzeniową otoczką, to dla teatrów okres przedstawień familijnych. Taki charakter ma spektakl "(Prawie) ostatnie święta" w reżyserii Grzegorza Eckerta w Śląskim Teatrze Lalki i Aktora Ateneum w Katowicach. Dziękuję serdecznie Teatrowi za to, że zaprosił mnie na to przedstawienie!

Spektakl powstał na podstawie powieści "Doktor Proktor i niemal ostatnie święta" norweskiego autora kryminałów Jo Nesbø. Czemu tytułowe święta mają być ostatnie? A w zasadzie czemu ma ich nie być, lub jeszcze dokładniej – mają być tylko dla bogatych? Bo oto właściciel sieci domów towarowych podstępnie kupił od królowej licencję na święta. I pozwala je obchodzić tylko tym, którzy zrobią u niego kosztowne zakupy. Ktoś musi święta uratować i podejmuje się tego ekipa pod wodzą Doktora Proktora. Nie znam tego książkowego bohatera serii, ale jakoś intuicyjnie mam wrażenie, że powinien być zdecydowanie bardziej charyzmatycznym, niż widać to w kreacji Wojciecha Leśniewskiego. Jego bohater znikł z tytułu spektaklu (w zestawieniu z książką) i trochę niknie także w inscenizacji. Zwłaszcza, że jego ekipa – Lisa i Bulek (w tych rolach świetni Urszula Gołdowska oraz chwalony przeze mnie już wielokrotnie Dawid Kobiela) – wypada znakomicie i naprawdę dobrze się ogląda ich szalone popisy. Kiedy dołącza do nich zblazowany Stanisław (znany w pewnych kręgach jako Mikołaj – w tej roli Bartosz Socha) oraz… żyrafa, robi się z tego naprawdę ciekawa opowieść.

I chętnie bym się na niej skupił, ale tempo akcji i sposób przedstawiania świata przez aktorów zostały tak nakręcone, że na refleksję nie ma czasu. Biegniemy z bohaterami od sceny do sceny, odhaczając kolejne gagi i strasznie szkoda, że ginie w tym tempie logika działań, że często nie można zachwycić się pomysłami czy rozwiązaniami inscenizacyjnymi. Zupełnie, jakby nie ufano dziecięcej percepcji i zdolności młodego widza do utrzymania uwagi. Mam wrażenie, że jest odwrotnie – to przez podkręcone do granic absurdu tempo i przerysowanie widzowie reagują momentami znudzeniem czy dogadywaniem (teza na podstawie obserwacji szkolno-przedszkolnych grup, które wraz ze mną oglądały spektakl). Mnie też udzielało się to przebodźcowanie i z radością witałem chwile oddechu.

Podobała mi się w spektaklu muzyka (autorstwa Igi Eckert) i ruch sceniczny, niewielka scena Ateneum została kilkukrotnie i ciekawie przearanżowana na kolejne wnętrza (scenografia to dzieło Jerzego Basiury), fajnie, że pojawiły się też klasyczne lalki w bardzo dobrej animacji oraz chemiczne eksperymenty wywołujące "efekt wow" u młodych widzów. Było też sporo śmiechu (chyba najwięcej z żartu o sikaniu, ale podobno dzieci tak mają) i prób rzetelnego grania przez aktorów swoich nadmiernie podkręconych ról (urzekł mnie jako epizodyczny grzyb Piotr Gabriel i królewski takt Ewy Reymann).

Mimo tych mankamentów powstał spektakl wartościowy, dający rozrywkę, ale i okazję do dyskusji o tym, czy w święta rzeczywiście chodzi jedynie o wydawanie pieniędzy i czy nasze dzieci mogą sobie swobodnie dobierać swoich przyjaciół. Jeśli spektakl jeszcze trochę się ogra, doprecyzuje sceny synchroniczne i przede wszystkim zwolni, to w pełni zasłuży na swoją ocenę.

Na pewno warto zainwestować w bilet do teatru, jako świetny prezent dla dziecka. Stąd apel na koniec: Rodzice i dziadkowie – nie zostawiajcie prowadzenia dzieci do teatru tylko szkołom czy przedszkolom! Omija was wielka frajda z tych historii, ale też okazja do wartościowych rozmów o różnorakich problemach na ich podstawie.

Ocena spektaklu: ⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐/10
Spektakl dla widzów wprawionych teatralnie: NIE


Recenzja wideo:


Galeria: