JAROSŁAW CISZEK

Proces. Spektakl muzyczny

Reżyseria: Jakub Szydłowski     Teatr: Teatr "Bagatela" im. T. Boya-Żeleńskiego w Krakowie
Data publikacji: wtorek, 29.07.2025

Ocena:   7/10

Proces. Spektakl muzyczny

Co Wam się ostatnio śniło? Często macie sny, które kierują się własną logiką i są skrajnie absurdalne? Właśnie z poetyki dziwnego snu skorzystał Jakub Szydłowski, adaptując i reżyserując kultowy "Proces" Franza Kafki w krakowskim Teatrze Bagatela im. T. Boya-Żeleńskiego. Dodając do dialogów piosenki i czyniąc z niego musical, jeszcze bardziej spotęgował wrażenie nierealności przygód Józefa K.

Z zamieszczonego na stronie Bagateli wywiadu z reżyserem możemy dowiedzieć się, że chciał on wyciągnąć z tekstu przede wszystkim humor, wynikający z irracjonalnej sytuacji, w jakiej znalazł się bohater. I choć rzeczywiście są w spektaklu momenty zabawne, nie może tu być mowy o komedii. Bo nawet jeśli poczucie zagrożenia jest surrealistyczne i oniryczne, aż nazbyt często można się w kraju nad Wisłą przekonać, że machina państwa po jednostce potrafi przejechać się walcem. Nader chętnie i - co gorsza - skutecznie. Skonstruowano tę sceniczną opowieść o procesie, w którym znany jest tylko oskarżony, w taki sposób, że kto będzie chciał współczuć bohaterowi, znajdzie ku temu okazję. I z jednej strony to dobrze, że macki absurdu nie sięgnęły dalej, próbując uśmiesznić groźną wszak (choć senną) sytuację na siłę. Z drugiej strony spektakl w tym kształcie - zbyt słodki, na gorzką pigułkę i zbyt gorzki na klasyczną komedię - staje w rozkroku i raczej nie ma szans rozgościć się na dłużej oraz odcisnąć w pamięci. Przynajmniej w mojej. 

W pamięć zapadła mi za to scenografia, jak zawsze znakomitego Grzegorza Policińskiego, który zbudował wielofunkcyjne mansjony, składające się z małych katalogowych szufladek i przeistaczające się w kolejne wnętrza. Nie do końca wydaje mi się potrzebne uzupełnienie scenografii o projekcje na małych ekranach, które nie wnosiły za dużo. Dobrze wypadały kostiumy Doroty Sabak. 

Muzycznie jest ciekawie - choć teksty niektórych piosenek wydały mi się nieco "chropowate", muzyki Jakuba Lubowicza słucha się świetnie i wspaniale odzwierciedla ona uczucia bohaterów. Trzeba podkreślić, że zespół aktorski znakomicie sprawdza się wokalnie (w czym niestety nie pomogła technika, wielokrotnie spóźniając się z włączaniem mikroportów), choć nieco gorzej wypada w układach choreograficznych. Na niewielkiej scenie brakuje tancerzy z prawdziwego zdarzenia, nie mniej w nieskomplikowanych a ciekawych układach, za które odpowiadają Jarosław Staniek i Katarzyna Zielonka, aktorzy starają się jak mogą.

Bogaty katalog nierealistycznych postaci wypada bardzo przekonująco. Jako Józef K. świetnie sprawdza się Miłosz Markiewicz, choć bywa mu ciężko utrzymać na sobie uwagę, która w kolejnych scenach coraz bardziej przenosi się na otoczenie. Doprowadzany jednak na skraj szaleństwa, przechodząc kolejne etapy od wyparcia, buntu, aż do pogodzenia się z losem, buduje postać pełnokrwistą i ciekawą. Pozostali aktorzy to stają się częścią tłumu (raz przyjaznego, raz obojętnego, to znów - i to najczęściej - opresyjnego), to mają indywidualne performensy. 

Zapamiętałem przejmujący song, śpiewany przez żonę woźnego sądowego (Justyna Schneider - dziękuję Czytelnikom za podesłanie obsady z programu spektaklu), Józefa K. i studenta (Przemysław Branny). Znakomita jest scena z klatkami, otwierająca II akt, i piosenka K. w sądzie. Bardzo podobał mi się wątek stryja (Marcel Wiercichowski) i cała koncepcja jego sceny z wielką ramą obrazu w tle. Zresztą Wiercichowski świetnie wypadał też jako malarz Titorelli oraz sędzia. Wspaniale w roli kapelana spisał się Przemysław Branny, a scena z nim była naprawdę przejmującym finałem. Podobał mi się pomysł powracającej, niczym przewodniczka po tej krainie snu, i niosącej ukojenie Kai Walden. W pamięć zapada na pewno pomysł, by z mecenasa (Patryk Szwichtenberg) uczynić samuraja, a z jego służącej (wyróżniająca się bardzo także w scenach zbiorowych Katarzyna Żbel) uczynić gejszę. Jest jeszcze Kamila Klimczak, Marcin Kobierski (opiekun stron oraz klient mecenasa), Monika Padewska, Kamila Pieńkos i Karol Pruciak.

W ostatnim czasie miałem raczej szczęście do dobrych I aktów i mniej lub bardziej psujących finałów. Tutaj II akt wydał mi się zdecydowanie ciekawszy, ale jest też krótszy, bo spektakl podzielono mocno nierówno.

Całość wypada dobrze, choć nie wybitnie, oryginalnie, ale bez rewolucji. Jednak warto pochwalić takie sięganie po klasykę XX-wiecznej literatury i przybliżanie jej widzom. Takie spektakle niewątpliwie zachęcają, by sięgnąć po literacki pierwowzór i na tym polega ich największa siła. A przecież dzieło Kafki pozostaje wciąż aktualne, pozostając kopalnią kulturowych odniesień. I można filtrować je przez swoją wrażliwość i uaktualniać swoją czy społeczną sytuacją. Spektakl może w tym pomóc – przekonajcie się sami i śnijcie z K. jego sen mając nadzieję, że obudzicie się z niego żywi.

Ocena spektaklu: ⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐/10


Recenzja wideo:


Galeria: