Proszę Państwa, Wyspiański umiera
Reżyseria: Agata Duda-Gracz Teatr: Teatr im. J. Słowackiego w Krakowie
Data publikacji: piątek, 09.02.2024
Ocena: 9/10
Spektakl "Proszę Państwa, Wyspiański umiera" w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie w reżyserii Agaty Dudy-Gracz to teatr totalny. O ile samo tytułowe umieranie "czwartego wieszcza" może być dla nas jasne, o tyle ta pierwsza część tytułu wyjaśnia się w kontekście spektaklu. Oto jesteśmy zaproszeni w ostatnich chwilach artysty do jego głowy i serca. W tych chwilach przeplata się całe życie. Niczym w korowodzie mieszają się tu: dzieła sztuki, postaci rzeczywiste i bohaterowie literaccy, bliscy z przeszłości i ci, których zainspiruje w przyszłości. Jak w dziwnym śnie, w którym nic nas nie dziwi, a kolejne sceny po prostu płyną. W tym umieraniu artysta jest wystawiony na widok publiczny. Prawie nagi, na prawie nagiej scenie, z której usunięto nawet kulisy, a za dekorację służą jedynie najprostsze meble i kilka napisów. Nie dokonuje rozrachunku z życiem, to raczej przeszłość, teraźniejszość i przyszłość dokonują rozrachunku z nim i jego twórczością. Co więcej - dokonują rozrachunków między sobą, używając Wyspiańskiego. Nadęty i niestrawnie przeintelektualizowany teatr współczesny? Otóż zupełnie nie!
To mój drugi spektakl Agaty Dudy-Gracz. O pierwszym, czyli o "Odysie i świniach" w Teatrze Śląskim niewiele dobrego mogłem powiedzieć poza tym, że zachwycał mnie plastycznie. Tym razem reżyserka postawiła na malowanie spektaklu światłem. Wraz z kostiumem robi to znakomite wrażenie. Ciekawy jest też początek, bowiem jeszcze przed rozpoczęciem spektaklu możemy nie tylko porozmawiać z chodzącymi po scenie i widowni aktorami. Możemy nawet wejść na scenę. Chwilę później rozpocznie się ta dziwna podróż w głąb nie tylko Wyspiańskiego i jego dzieł, ale także w głąb Krakowa. Bo ten spektakl jest bardzo krakowski. Kalejdoskop postaci bliskich Wyspiańskiemu (w rzeczywistości lub mentalnie) to galeria sławnych osób związanych z Krakowem - Matejko, Modrzejewska, Solski, Rydel, Mehoffer, Grzegorzewski, Kantor, Lupa, Szydłowski. To znakomite parodie postaci, ale zrobione tak, by wywołując salwy śmiechu nie żenować. Ten spektakl w ogóle jest bardzo zabawny i przystępny - mając elementarną wiedzę humanistyczną jesteśmy w stanie świetnie odnajdywać się w gęstym, ale często serwowanym wprost tekście. Mamy też ożywające dzieła sztuki - ołtarz z kościoła Mariackiego, obrazy Rembrandta, Caravagia, Botticellego. Wyspiański wpisany zostaje w wielką, światową historię sztuki, w której wszystko jest bezbłędnie połączone. Odkrywamy też, że nie ma nic nowego pod słońcem - mieszczańskie dramy z życia artysty niczym, poza miejscem "dziania się", nie różnią się od dram internetowych celebrytów. To marginalna, acz ożywcza refleksja. Znakomite są także rozważania dotyczące rodziny, choćby te o dzieciach znanych nam z pasteli artysty (ukończyłem liceum im. Wyspiańskiego, nad tablicą w sali polonistycznej wisiały trzy reprodukcje, które zdążyły się we mnie solidnie wgryźć).
W podróży w zaświaty rolę przewodnika odgrywa matka autora (znakomita Marta Waldera). Towarzyszy mu także muza, ale już nie własna. To muza Malczewskiego (znana z jego obrazów), która swoim śpiewem będzie nas przenosić między kolejnymi częściami (fenomenalna Maja Kleszcz, której głos będzie długo jeszcze brzmiał w uszach widzów wraz z dźwiękami liry korbowej, ale też... ostrzałki do kosy). Świetna jest Agnieszka Przepiórska (przede wszystkim w roli żony Wyspiańskiego. Jej monolog to jeden z najlepszych momentów dzieła), doskonale w rolę ciotki wciela się Wanda Skorny. Wspaniała jako Helena Modrzejewska jest Anna Syrbu, zaś wielki talent parodystyczny wykazał Tomasz Wysocki wcielając się m.in. w Krystiana Lupę i Ludwika Solskiego. Na scenie znakomitą robotę robią też pozostali aktorzy: Adam Wietrzyński (przede wszystkim jako syn Teoś), Sławomir Rokita, Aleksander Fiałek i Maciej Półtorak. Niezwykle naturalnie, jak z innego świata (na którego progu stoi) gra tytułową rolę znakomity Krzysztof Wrona. Po raz kolejny Teatr Słowackiego udowadnia, że ma znakomity, zgrany i gotowy do gry z ogromnym zaangażowaniem zespół.
Uwierały mnie w tym spektaklu trzy rzeczy - mógłby być odrobinę dłuższy (choć ostatni z czterech kończących spektakl i dłużących się monologów trochę wybija z tego poczucia "czemu tak długo?"), mógłby momentami trochę mniej ocierać się o kabaret (choć zachowany jest tu smak i granica przekroczona nie zostaje) i (irytujący drobiazg) mógłby mieć inną formę wprowadzania ożywionych obrazów, bowiem postaci pojawiające się przy absurdalnej melodyjce i wirujący wokół wyglądali dla mnie po prostu tandetnie. Cała reszta to dzieło znakomite, które serdecznie polecam. Pozwala przypomnieć sobie o wielkim artyście i nie zawsze wielkim człowieku. Pozwala trochę dowiedzieć się o jego życiu i zachęca do doszukiwania się większego kontaktu z jego losem i spuścizną autorską. Przy tej okazji nie sposób nie zaprosić do Muzeum Wyspiańskiego w Krakowie (oddział Muzeum Narodowego), ale także na "Wesele" - największy z dramatów "czwartego wieszcza", którego premiera już w marcu na tej samej scenie (w reżyserii Mai Kleczewskiej). A na koniec, uwzględniając w jak wielu osobach ten spektakl zapewne rezonuje wypada ogłosić: Proszę Państwa, Wyspiański - jak wielu innych wielkich, totalnych artystów - nie umarł.
Ocena spektaklu: ⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐/10
Spektakl dla widzów wprawionych teatralnie: trochę, choć wystarczy elementarna wiedza, bo spektakl działa na różnych płaszczyznach.
Dodatkowe uwagi: Serdecznie dziękuję Teatrowi im. Juliusza Słowackiego za zaproszenie!