JAROSŁAW CISZEK

Azoty Fiction

Reżyseria: Łukasz Czuj     Teatr: Teatr im. L. Solskiego w Tarnowie
Data publikacji: wtorek, 08.04.2025

Ocena:   6/10

Azoty Fiction

Tarnów to piękne miasto i zawsze się cieszę, gdy mogę je odwiedzić. Tym bardziej teraz, gdy na zaproszenie dyrektora Tadeusza Łomnickiego w Teatrze im. Ludwika Solskiego mogłem obejrzeć spektakl muzyczny "Azoty Fiction" w reżyserii Łukasza Czuja.

To opowieść o specyficznych, polskich czasach przejściowych, kiedy wszyscy do czegoś aspirowaliśmy, marzyło nam się bogactwo i życie jak na zachodzie. Akcja dzieje się w 1994 roku w zakładach azotowych w tarnowskiej dzielnicy Mościce (choć jeden z bohaterów uparcie utrzymuje, że jesteśmy w Puławach). Fabuła jest prosta i dość wątła – relacje między pracownikami i walka o pozyskanie zagranicznych inwestorów to pretekst dla kolejnych piosenek opartych o kultowe szlagiery tamtych lat. Nawiązań jest zresztą więcej (do filmów, do konkretnych miejsc) i ich odkrywanie daje dużo radości. Pretekstem do snucia opowieści sprzed 30 lat jest powrót do miasta młodej dziewczyny, która w rodzinnym domu zaczyna przeglądać stare albumy i znajduje tam wiele zakładowych fotografii.

Przebija z tej opowieści znaczenie tego miejsca dla tożsamości miasta i chyba właśnie wzbudzanie nostalgii jest najsilniejszą stroną przedstawienia. Z różnym skutkiem spektakl próbuje jednak tę historię o konkretnym miejscu i czasie (całkowicie fikcyjną, choć w części prawdopodobną) uniwersalizować i szkoda, że nie udało się tego zrobić na jeszcze większą skalę. Pomogłoby na pewno dopracowanie chaotycznego scenariusza i skrócenie choć trochę tej trzygodzinnej historii. Bywa dowcipnie i w kilku miejscach szczerze się śmiałem, jednak duża część żartów trafiała w próżnię. Ja wiem, że poczucie humoru jest bardzo indywidualną sprawą, nie mniej żarty z chłopa przebranego za babę niemal zawsze będą mnie żenowały. Na szczęście tych nieco lepszych, a nawet ambitnych, też nie brakuje. Najbardziej urzekły mnie dwa monologi – księgowej Zofii Szczuckiej (modlitwa ateistki w świetnym wykonaniu Ewy Sąsiadek) oraz sekretarki Barbary (aspirującej do bycia dyrektorem, w wykonaniu Matyldy Baczyńskiej). Urzekła mnie też swoją treścią piosenka byłego ubeka śpiewana przez Tomasza Wiśniewskiego, dowcipny dystans do siebie i postaci Ireneusza Pastuszaka, a także znakomite głosy Angeliki Smyrgały oraz Przemysława Płaczka. Wokalnie w zespole bywa różnie i dość nierówno, nie mniej energia zespołu pozwala przymknąć oczy na jakieś drobne niedostatki. Szkoda, że nie udało się bardziej na scenie wyeksponować zespołu muzycznego grającego na żywo pod wodzą Filipa Kota. Na pochwałę zasługuje też Jarosław Staniek, który w scenach zbiorowych stworzył kilka ciekawych układów choreograficznych.

Spektakl w założeniu skierowany jest zapewne do mieszkańców Tarnowa, ale w opowieści o czasach transformacji (nawet nieidealnej opowieści o nieidealnej transformacji) możemy się przejrzeć wszyscy pamiętający tamte czasy. Dla młodych będzie to prawdziwe science fiction i… może to dobrze? Bo patrząc na ten spektakl można się upewnić, że ta Polska jakimś cudem nam wyszła całkiem nieźle i jeśli dziś mieszkańcy wielu krajów zachodu patrzą na nas z podziwem (że czysto, bezpiecznie i wciąż na gospodarczym plusie), to właśnie za sprawą przedsiębiorczości i odwagi ludzi, którzy naprzeciw zniechęceniu robili co mogli w tych szalonych czasach. I dobrze, że nawet tak nieoczywiste, jak zakłady pracy, miejsca ważne dla lokalnej tożsamości doczekały się portretów oraz zachowania w sztuce. W tym względzie spektakl jest nieoceniony.

Ocena spektaklu: ⭐⭐⭐⭐⭐⭐/10
Spektakl dla widzów wprawionych teatralnie: Nie


Recenzja wideo:


Galeria: