Sonety Szekspira
Reżyseria: Małgorzata Warsicka Teatr: Teatr KTO w Krakowie
Data publikacji: piątek, 16.05.2025
Ocena: 5/10
Narzekałem ostatnio, że musical "Six" to taki trochę koncert, a nie spektakl, a tym razem inny krakowski teatr zaprosił na prawdziwy koncert, bo tym są "Sonety Szekspira" w krakowskim Teatrze KTO. I jako recenzent teatralny nie do końca umiałem się odnaleźć w tej poetyce.
Rzeczywiście nie sposób byłoby złożyć tych wierszy w jakąś historię, choć wydaje mi się, że mogło powstać z tego widowisko jeszcze ciekawsze, mniej koncertowe, bardziej narracyjne. Samo sięganie po poezję, szukanie do niej współczesnego klucza, otwieranie na nią publiczności, która być może w innym przypadku by się z nią nie zetknęła należy bezwzględnie chwalić (i dlatego proszę tej pozycji nie skreślać!). Jednak nie mogę pozbyć się wrażenia, że słowu tutaj nie zaufano. Choćby dlatego, że w wielu wykonaniach wprowadzenie wielogłosu lub krzyku sprawiło, że tekst stawał się nieczytelny. Niezbyt oddziaływała na mnie też choreografia (a spora część ruchu z przestawianiem statywów jawi mi się jako techniczna i przypadkowa), niewiele wnosiła też gra świateł. Może w ogóle należało skupić się li tylko na tym, by tekst wybrzmiał jak najlepiej i darować sobie okołospektaklowe dodatki?
W opisie widowiska czytamy, że "reżyserka Małgorzata Warsicka oraz Karol Nepelski twórca muzyki (...) zamieniają klasyczne wersy w nowoczesny i porywający performans. Zamiast akademickiej powagi proponują swoistego rodzaju playlistę z Szekspira – misternie skompilowany zestaw emocjonalnych hitów o miłości, zazdrości, namiętności i upływie czasu, które brzmią dziś równie świeżo, co wieki temu". I może byłaby w tym prawda, gdyby słowom dano w pełni wybrzmieć. Bo rzeczywiście da się Szekspirem mówić i śpiewać tak, że wywołuje ciarki. Przykładem są na to fragmenty "Romea i Julii" we wrocławskim Capitolu, o którym pisałem, oraz "Sonet XLIX". Wybrzmiał on w KTO wcale nieźle, ale przede wszystkim skłonił mnie, by wrócić do wykonania Janusza Radka. I odpłynąłem przy tej wersji wsiąkając w szekspirowską frazę, co niestety w KTO mi się nie udało.
I nagle, kiedy już miałem nieco dość mierzenia się z tą materią, popłynęła piękna fraza. Po prostu i bez ozdobników. Sonet 109 usiadł, rozgościł się i zaczarował mnie, po nim jeszcze 76. Potem chwila samej muzyki, która w sumie mogłaby zakończyć to spotkanie (bo sam finał, choć raczej dobry, niepotrzebnie zmieniał klimat). Czyli jednak dało się i tu... Szkoda, że nie przez cały czas, ale dobrze, że choć tyle.
Wśród śpiewających znakomitym wokalem o bardzo szerokiej skali zachwycał przede wszystkim Jan Marczewski, świetnia niosła swoje frazy także Marta Mazurek. Szkoda, że u Aleksandry Konior-Gapys część fraz zniknęła pod krzykiem. Co do pozostałej części obsady czyli Karola Śmiałka i Anniki Mikołajko-Osman mam poważne zastrzeżenia co do czystości śpiewanych fraz, a wysokie rejestry pani Anniki... no cóż, nie przypadły mi do gustu. Dobrze ze swoich ról wywiązali się muzycy: Krzysztof Augustyn (gitara basowa), Bartek Staromiejski (perkusja) i Mateusz Szczypka (gitara elektryczna).
Dobrze, że w teatrze sięga się po poezję, choć to trudna materia i potrzebuje oprawy najwyższej próby. I choć moim skromnym zdaniem nie wszystko w KTO wybrzmiało i zagrało tak, jak powinno, to jednak zachęcono mnie, by wrócić do tekstów, a to samo w sobie stanowi dużą wartość.
Ocena spektaklu: ⭐⭐⭐⭐⭐/10
Spektakl dla lubiących koncertowe wersje