Chłopi
Reżyseria: Remigiusz Brzyk Teatr: Teatr Ludowy w Krakowie
Data publikacji: poniedziałek, 03.03.2025
Ocena: 5/10
Lubię sugerować się poleceniami, a jeden z teatralnych blogerów umieścił spektakl "Chłopi" z Teatru Ludowego w Krakowie w reżyserii Remigiusza Brzyka w swoim "top 10 2024 roku". No cóż, jakby to powiedzieć najdelikatniej… Jak widać mamy skrajnie różne gusta.
A przecież da się opowiedzieć kultową powieść Reymonta w sposób ciekawy i przystępny. Dowiódł tego ostatni film animowany na jej podstawie, dowodzi też tego znakomity musical Wojciecha Kościelniaka grany od prawie 12 lat w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Co więc zawiodło w Krakowie? Moim zdaniem przede wszystkim scenariusz. Rozwleczona na trzy godziny opowieść (za adaptację i dramaturgię odpowiada Tomasz Śpiewak) snuje się sennie i jest potwornie przegadana. Głównie po prostu nuży. Myślałem, że po przydługich dialogach pierwszego aktu nie będzie gorzej - otóż akt II postawił na monologi, jak choćby ten opisujący umieranie Boryny, który wygłasza Jagna. Czy to dowód miłości do tekstu, chęć, by publiczność obcowała z oryginalnym dziełem? Być może, ale dla mnie było to zupełnie niestrawne.
Wiele nam ten spektakl obiecuje - oto w pierwszych słowach prowadzącej nas przez niego Komornicy (świetna w roli narratorki i włączająca się w akcję Dorota Goljasz) dowiadujemy się, że ta historia może rzucić nieco światła na współczesną Polskę. Tymczasem dobrą metaforą tego spektaklu są znicze, które przynoszą aktorzy na pogrzeb Boryny. Każdy inny (w tym niepasująca do wiosennej pory choinka), ale przede wszystkim każdy zgaszony. Miała wyjść z tego historia feministyczna (kobiety w centrum) z krytyką Kościoła (aktywna rola księdza i cała akcja dziejąca się w cieniu krzyża stanowiącego główny element scenografii) i opisem, jak rodzi się zbiorowy bunt i nienawiść. Tymczasem wszystko to jest rozmyte, momentami mniej lub bardziej bezsensowne, a nauka na dziś dla naszego kraju kwitnącej waśni wypływa nie z inscenizacji, a li tylko tego, co zapisał sam Reymont.
Pomieszany jest także porządek czasowy i to niestety nie w sposób, który coś uniwersalizuje. Bo oto elementy współczesne (torby z Ikei czy siatka z Lewiatana, nowoczesne obuwie, Jagna ćwicząca… jogę) mieszają się z mszą odprawianą po łacinie (i w tym języku śpiewanymi przez ludzi kolędami, co raczej nie ma miejsca teraz i nie sądzę, by miało miejsce w czasach opisywanych przez Reymonta), gwarowym językiem (zresztą zanikającym) i płaceniem czasem raz w rublach, raz w złotówkach.
Poziom nieporozumień w przedstawieniu kościelnych obrzędów (pomijając wspomnianą łacinę) też jest spory i zasługuje na osobny akapit. Kapy nie zakłada się na ornat, a namaszczenia chorych nie wykonuje na całym ciele, nie ma też i nie było nigdy obrzędu całowania szat liturgicznych przed ich podaniem kapłanowi. W dodatku, jeśli już w pierwszych scenach spektaklu ksiądz tłumaczy Jasiowi, że stuła jest ważniejsza niż ornat, to czemu w scenie płomiennego kazania pogrzebowego ma założony sam ornat - bez stuły, ale nawet bez alby (pomijam klękanie przed księdzem przez Jasia, co - jak zakładam - miało znaczenie symboliczne). Oczywiście, że ten akapit to małostkowe czepianie się szczegółów w sumie mało istotnych, nie mniej znaczenie Kościoła w tym spektaklu jest tak eksponowane, że większa dbałość o detale byłaby wskazana. Chcąc coś skrytykować, warto to nieco lepiej poznać i zrozumieć.
No właśnie - zrozumieć. Nie rozumiem wielu rzeczy, na przykład sensu sceny z księdzem udającym zwierzęta w czasie śmierci Kuby (majaki umierającego?), nie wiem też po co dorzucono w pierwszym akcie sporo współczesnych przekleństw w kłótni między Antkiem a Maciejem, nie rozumiem seansu okadzania szałwią (?) umierającego przez Dominikową (zwłaszcza, że po widowni poniósł się kaszel od nieco drażniącego zapachu). Jakby tego było mało w paru miejscach zawodziła także technika - wyraźnie za późno włączono niektóre mikroporty, a momenty grane poza sceną były niezrozumiałe.
Ale były też momenty wspaniałe, jak zbieranie ziemniaków i… pomysłowe (choć nie przypadły mi do gustu, doceniam jednak ich oryginalność), jak scena stosunku Jagny z Antkiem w kościelnych ławach. Szkoda, że nie poszukano jakichś ciekawszych rozwiązań inscenizacyjnych na scenę śmierci Boryny oraz na finałową wywózkę Jagny. Właśnie Jagna… Uświadomiłem sobie w czasie antraktu, że w odróżnieniu od innych ta postać jest zupełnie nie wprowadzona, w zasadzie nic o niej nie wiemy, odarto ją z jakichś właściwości, po prostu nam ją wrzucono, co też traktuję jako przynajmniej niezbyt fortunne. Czemu tak się zachowywała? Co nią motywowało? Niewiele wynika ze spektaklu, zupełnie jakby chciano zrobić z niej nieco przypadkową ofiarę.
To nie jest zastrzeżenie do aktorki (Justyna Litwic), bo akurat aktorsko spektakl stoi na wysokim poziomie. Poza już wspomnianymi wspaniałą rolę zbudowała Weronika Kowalska jako Hanka - silna, zdecydowana, konkretna, wyrazista. Wspaniała w podwójnej roli (ja się nawet nie zorientowałem najpierw, że to ta sama osoba) Agaty i Organiściny była Beata Schimscheiner - tu wzruszająca i przejmująca, tam zimna i wyrachowana. Bardzo dobry rodzinny duet stworzyli Kajetan Wolniewicz jako Boryna i Patryk Palusiński jako Antek. Także Małgorzata Kochan, jako mocno doświadczona w swoim życiu Jagustynka, była przejmująca. Mateusz Trzmiel jako Jasio wzruszył mnie w scenie finałowej (choć nie wiem czy potrzebne było to granie pauzą sugerujące jego homoseksualizm). Dobrze w swoich rolach spisali się także Roksana Lewak, Katarzyna Tlałka, Ryszard Starosta, Maciej Namysło, Jan Nosal i Jacek Wojciechowski.
Podobała mi się też scenografia, której autorką jest Iga Słupska. Dość ascetyczna przestrzeń z drewnianą podłogą i przydrożnym krzyżem dopełniona światłem (za jego reżyserię odpowiadała Monika Stolarska) była jednym z jaśniejszych elementów. I jeszcze… pies. Tak, prawdziwy i snujący się nie tylko po scenie, ale i podchodzący do widzów. Suczka Sójka jako pies Łapa wprowadzała dużo humoru do niektórych scen, choć czasem niezamierzonego i wbrew tekstowi.
Nie podobał mi się ten spektakl, rozczarował mnie i znudził, ale przypomnę - ktoś (zapewne mądrzejszy i bardziej teatralnie doświadczony ode mnie) umieścił go w swoim teatralnym top10 minionego roku, więc warto się osobiście przekonać do czyjej opinii Wam bliżej!
Na koniec serdecznie pozdrawiam dwie przemiłe Panie, które podeszły do mnie po spektaklu, bo śledzą mój kanał. Rozmowy z Wami, Drodzy Czytelnicy i Słuchacze, zawsze mnie cieszą i dodają skrzydeł, podobnie jak wymiany myśli, zgodne zachwyty, zgodna krytyka lub polemiki w komentarzach, na które nieustająco czekam. Dziękuję, że jesteście!
Ocena spektaklu: ⭐⭐⭐⭐⭐/10
Spektakl dla widzów wprawionych teatralnie: Dla cierpliwych...