JAROSŁAW CISZEK

Blaszany bębenek

Reżyseria: Wojciech Kościelniak     Teatr: Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu
Data publikacji: niedziela, 17.11.2024

Ocena:   9/10

Blaszany bębenek

Żeby nie było żadnych wątpliwości - "Blaszany bębenek" w Teatrze Muzycznym Capitol we Wrocławiu w reżyserii Wojciecha Kościelniaka uważam za dzieło fenomenalne i pozycję obowiązkową dla każdego wielbiciela musicalu. 

Spektakl ma już trochę lat na karku - premiera odbyła się w 2018 roku, a ja pierwszy raz oglądałem go jakiś rok później. Wiedziałem wówczas o teatrze i musicalu znacznie mniej niż dzisiaj, ale zachwyciłem się absolutnie i całkiem sporo zapamiętałem. Wczoraj wróciłem po 5 latach, przywożąc ze sobą 40 spragnionych dobrych wrażeń koneserów teatru z Miejskiego Domu Kultury w Mikołowie. Trochę się bałem, bo powroty do dzieł, które zachwyciły nas przed laty, bywają rozczarowujące. Ale zachwyciłem się ponownie, a wraz ze mną cała ekipa uczestników "Kultury na wyjeździe".

Do znudzenia będę powtarzał (a nuż ktoś jeszcze nie zapamiętał), że kocham to, co Wojciech Kościelniak robi z musicalem i żałuję, że tak mało rodzimych twórców idzie w jego ślady, tworząc autorskie przedstawienia muzyczne. A przecież - jak pokazuje ten reżyser - z niemal każdego dzieła z narodowego czy europejskiego kanonu da się zrobić znakomity spektakl muzyczny. Książka Güntera Grassa o chłopcu, który w proteście przeciwko dorosłym nie chce rosnąć, tylko bębni w blaszany bębenek, zachwyciła mnie dawno temu. Ten splot polsko-niemiecko-kaszubskich losów w przedwojennym i ogarniętym wojną Gdańsku wywarł na mnie ogromne wrażenie. Plastyczne, pisarskie obrazy jak połów węgorzy na koński łeb czy spódnice babci bohatera na kartoflisku, odcisnęły się we mnie równie mocno, jak opis obrony Poczty Gdańskiej. I te obrazy wracają w spektaklu w specyficznej, odrealnionej, burleskowej konwencji. Bo oto główny bohater, Oskar, staje się narratorem w "wodewilu o zabawkach i dla zabawek". Ta konwencja pozwala twórcom na zabawę formą, dużą umowność, ale i różnorodność stylów i nastrojów. Pozwoliła także na zastąpienie symboli - wiatraczki stylizowane na swastyki to naprawdę znakomity przykład spektaklowego wyrazu.

Przedstawienie wprawia w ruch całą rozbuchaną maszynę techniczną Capitolu. Są ruchome platformy, pirotechnika, znakomite elementy scenografii, wreszcie mądre (!!!) i świetnie uzupełniające przestrzeń projekcje (zwłaszcza rozbijane szyby i rodzinne zdjęcia). Wojciech Kościelniak zapanował nad tym na tyle znakomicie, że powstał spektakl efektowny, ale nie efekciarski, równoważący rozbuchanie znakomitymi scenami kameralnymi, a nieco rubaszny momentami humor, wbijającymi w fotel poważnymi scenami (wszak mówimy o dojściu nazistów do władzy i zagładzie narodów). W ten sposób powstaje - by użyć moich ulubionych słów z "Wesela" Wyspiańskiego - "historia wesoła, a ogromnie przez to smutna".

Sporo w spektaklu tekstu mówionego, sporo ciekawych zarówno muzycznie, jak i tekstowo piosenek (za scenariusz i piosenki odpowiada sam reżyser, autorem muzyki jest Mariusz Obijalski, który stworzył ją także m.in. do "Quo vadis"). Ale tym, co tkwi pod powiekami najmocniej po wyjściu z teatru są sceny zbiorowe i choreografia (to dzieło Eweliny Adamskiej-Porczyk ). To, jak perfekcyjnie działa wrocławski zespół nie tylko może, ale i musi zachwycać. Sporo tu układów trudnych - bardzo synchronicznych (choćby Wyciskacze), z elementami akrobatyki, bardzo intensywnych i szybkich. A w zespole brak słabych ogniw. Trzeba jeszcze pochwalić scenografię i kostiumy, które są dziełem Anny Chadaj i znakomicie pasują do burleskowej konwencji spektaklu o zabawkach. Ten świat wygląda po prostu pięknie, a świadome puszczanie oka do widza przez na przykład płaskie, acz imitujące trójwymiar sprzęty domowe bawią mnie bardzo.

Świetnym pomysłem było wykorzystanie tintamareski do pokazania głównego bohatera. Zawieszona na szyi lalka, której niewielkiemu korpusowi aktorka "daje" swoje ręce i głowę sprawdziła się tutaj świetnie. Niby wiemy, że to lalka, niby widzimy nawet ten czarny kostium pod spodem, ale jednak magia teatru działa i czaruje w sposób absolutnie wyjątkowy. W roli Oskara wystąpiła znakomita Katarzyna Pietruska (role są dublowane, podaję moją obsadę), która świetnie oddaje zadziorność i nieustępliwość postaci. Charakterne oblicze, gra miną, znakomita animacja, ale także pełnowymiarowy ruch sceniczny, śpiew i prowadzenie narracji. Słowa o trębaczu, który poszedł do niemieckiego wojska i historia o jego kotach są świetnym przykładem takiej pięknie snutej, przejmującej opowieści. Świetni byli także rodzice. Jakaż to - by użyć współczesnego określenia - patchworkowa rodzina. Matka (Alicja Kalinowska) i dwóch mężczyzn, z których jeden - choć nie wiadomo który - jest ojcem. Niemiec Matzerath (Maciej Maciejewski) i Polak Jan (Błażej Stencel) mieli jedne z najpiękniejszych i najmocniejszych, przejmujących wojennych songów w tym spektaklu - otwierającego i kończącego II akt. Absolutnie uwielbiam też umowność kostiumu, w którym występował Matzerath - udało się pokazać tuszę, a jednocześnie nie krępować aktorowi ruchów. Nie zawiodła Justyna Szafran jako babcia. Najbardziej zapada w pamięć jej improwizowany dialog z widownią, ale ma tutaj, obok tych przezabawnych momentów, także sceny dramatyczne i w każdej sprawdza się świetnie. Jak to ona. Świetny jest także pomysł jej kostiumu, a w zasadzie konstrukcji, na której spędza większość scen. Podobnie zachwyciła mnie odjechana konstrukcja, z której korzysta żydowski właściciel sklepu z zabawkami, Sigismund Markus (bardzo dobry Mikołaj Woubishet). Pochwała należy się też Justynie Woźniak za rolę nauczycielki oraz Angelice Wójcik za rolę Roswity. Bardzo ciekawa jest postać, jaką w roli Leo Hysia wykreował charyzmatyczny Krzysztof Suszek. Nie sposób nie pochwalić też spiritus movens wszelkiego spektaklowego zła, czyli Czarną Kucharkę, która zmaterializowała się w ruchowej kreacji Barbary Olech. Ale na pochwałę zasługują także wszyscy inni aktorzy, śpiewacy i tancerze, a także orkiestra (umieszczona w głębi sceny) - cały znakomity zespół Capitolu. 

Kiedy oglądałem spektakl pierwszy raz nie mogłem wiedzieć, że niektóre motywy są dla Kościelniaka na tyle atrakcyjne, że powtarzają się w innych jego spektaklach. Choćby zakończenie, które teraz przypomniało mi końcówkę znakomitego gdyńskiego "Quo vadis" (w ogóle dlaczego ten spektakl powstał we Wrocławiu, a nie w Gdyni, tak blisko miejsca akcji "Blaszanego bębenka"?) czy motyw zabawek, zastosowany przez niego także w świetnej "Lalce". W tym morzu zachwytów mam jednak kilka wątpliwości i zastrzeżeń. Przede wszystkim (zupełnie wyparłem to po pierwszym spektaklu) - strasznie dużo tu scen... mówiąc delikatnie religijnie kontrowersyjnych. I o ile niektóre z nich są znakomite (Oskar nakazujący bębnić figurze Jezusa w kościele), to kolejne kościelne odsłony i nazbyt stereotypowo-popkulturowe zakonnice (znakomite wokalnie, scena ma też świetne zakończenie) wydały mi się trochę przesadzone i oddano im zbyt wiele czasu akcji. Za diabła nie umiem także sobie uzasadnić scen, w których główny bohater występuje bez lalki na sobie, a jedynie z jej rysunkiem na koszulce. Nie dostrzegam w tym posunięciu żadnej scenicznej logiki i mocno mi ono zgrzytało. Mam też wrażenie, że pierwszy akt jest zdecydowanie ciekawszy, a drugi, wyjąwszy przejmujący początek i zakończenie oraz znakomite choreograficznie sceny z Wyciskaczami (no dobra, uwielbiam jeszcze scenę z latarkami, bo wygląda przepięknie), jednak trochę nie spełnia rozbuchanych po początku oczekiwań (choć ten problem dotyczy także książki). No i niestety - nie wiem czy z winy aktorów, czy techniki, ale momentami umykała słyszalność tekstów w niektórych piosenkach, zwłaszcza śpiewanych przez więcej osób (choćby trójkę rodziców Oskara).

Ale jednak to kawał znakomitego teatru muzycznego, który jest dostępny dla wszystkich - wcale nie trzeba znać książki, czy nawet historycznych kontekstów, by zrozumieć akcję. Spektakl jest tak stworzony, że każdy znajdzie tu coś dla siebie. A dziś, gdy wojnę mamy tuż za granicą, przedstawiane historie o budzeniu się totalitaryzmu nabrały nowego wyrazu. Polecam więc pobębnić w ten blaszany bębenek razem z Oskarem.

Ocena spektaklu: ⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐/10
Spektakl dla widzów wprawionych teatralnie: NIE


Recenzja wideo:


Galeria: