Quo vadis
Reżyseria: Wojciech Kościelniak Teatr: Teatr Muzyczny im. D. Baduszkowej w Gdyni
Data publikacji: poniedziałek, 23.09.2024
Ocena: 9/10
Najgłośniejsza premiera musicalowa tego sezonu - "Quo vadis" w Teatrze Muzycznym w Gdyni w reżyserii Wojciecha Kościelniaka. Już sama wiadomość o realizowanym tytule Henryka Sienkiewicza wywołała dreszcz emocji. Potem, kiedy ujawniono pierwsze zdjęcia, dreszcz… jakby opadł. Sienkiewicz w konwencji kabaretu sprzed 100 lat? Nie spinało mi się to zupełnie. Niesłusznie, ach niesłusznie zwątpiłem przez chwilę w geniusz Kościelniaka!
Gdy polskie teatry muzyczne z większymi lub mniejszymi sukcesami odgrzewają hity Broadway'u i West Endu on tworzy własne kongenialne adaptacje na muzyczną scenę klasycznej literatury. Tak powstały absolutnie znakomite spektakle "Chłopi" i "Lalka" (Gdynia. Grany jest tam także jego "Wiedźmin", którego niestety nie widziałem) czy "Blaszany bębenek" i "Mistrz i Małgorzata" (Wrocław).
"Tak zbrojni w moce, na które nie ma lekarstwa / Będziemy nadal stawiać i zwalać mocarstwa" - to fragment piosenki "Siedem grzechów głównych" Jacka Kaczmarskiego. Siedem demonów towarzyszy tam ludzkości od zawsze i rządzi światem. Podobna jest wizja reżysera "Quo vadis" - z panteonu rzymskich bóstw wybrał on trzy furie, demony podziemnego świata, które zostały narratorkami spektaklu. Ale nie tylko - one zdają się sprawczyniami wszystkiego, co się dzieje. Judzą, mnożą intrygi, domagają się ofiar, krwi, zemsty i nienawiści. Nakręcając (dosłownie!) świat i jego bohaterów, pogrążają go w chaosie, który zdaje się być ich naturalnym środowiskiem.
Mimo kabaretowej otoczki spektakl jest dość wierny powieściowemu pierwowzorowi, choć mocno przesunięto tu akcenty. Na pierwszy plan wychodzi więc miłość - przede wszystkim Winicjusza do Ligii, ale także Petroniusza i Eunice oraz Akte do Nerona. Ale przecież nie zabrakło też tego, z czym najbardziej dzieło Sienkiewicza kojarzymy, czyli opisu prześladowań chrześcijan. Mamy więc i uczty z żywymi pochodniami, i arenę, na której ginęli rozszarpywani przez dzikie zwierzęta, wreszcie potajemne spotkania wyznawców Jezusa i ucieczkę św. Piotra. A do tego filozoficzne dysputy z Petroniuszem i spór między chrześcijańską moralnością a hedonizmem, bachiczne uczty, obłędy władcy i dyskusje nad formą rządzenia, spory o poezję, pożar Rzymu. Wszystko dziejące się zarówno w starożytności (jak wynika z tekstu), jak i tu i teraz (na co wskazuje kostium czy elementy scenografii, chociażby motocykl). Spoiwo w postaciach Furii nakręcających świat i ludzi przeciwko sobie sprawia, że domyka się to w sensowną całość. Pomaga scenografia - przede wszystkim ogromne Koloseum z zasłonami i mieniącymi się żarówkami wprost z kabaretowej rewii. Symboliczne, monumentalne, ale nie przytłaczające, czasem uzupełnione projekcjami (akurat one nie były mi w większości potrzebne).
Ten symbolizm widać też wspaniale w kostiumach zwierzęcych - jakże zachwyciły mnie pawie chodzące po ogrodzie Aulusa (za kostiumy odpowiada Anna Adamek oraz Martyna Kander)! A co dopiero symboliczny lew oraz ziejący ogniem byk, na którym na arenę wjeżdża Ligia (wiem, że oba te zwierzęta mają wśród widzów swoich fanów - ja jestem z teamu fanów lwa, który oczarował mnie absolutnie).
Sceny zbiorowe olśniewają rozmachem - właśnie taki musical chce się oglądać, właśnie o to chodzi w musicalach! Ma się wrażenie, że scenę wypełniają nieprzeliczone tłumy doskonale zazębiających się trybików. Choreografia, za którą odpowiada Mateusz Pietrzak, jest wypełniona naprawdę znakomitymi pomysłami. A do tego naprawdę wypełniona jest CAŁA scena - aktorzy nie tylko chętnie korzystają z podestu dla dyrygenta w orkiestrionie, ale balansują nawet na cienkiej krawędzi sceny oddzielającej go od widowni. Sceny pałacowych zbrodni (mury pałacu pamiętają!), świetne rozpadające się lustro, wnoszone przez kelnerów tacki ze znakami splendoru, a później z tym, co z nich zostało, gasnące żarówki w scenie pojmania, sceny z lalką i elementami teatru cieni, wreszcie krzyże na których dla rozrywki milcząco giną chrześcijanie - naprawdę spektakl jest tak gęsty od znakomitych pomysłów inscenizacyjnych, tak skrzący się nieprzebraną wyobraźnią reżysera, że wręcz domaga się kilkukrotnego obejrzenia, by móc docenić każdy szczegół.
Jak przystało na musical mamy też świetną muzykę, za którą odpowiada Mariusz Obijalski. Teksty piosenek, które napisał sam reżyser, wzbogacone o całkiem sporo recytowanych dialogów, także znakomicie oddają emocje bohaterów, dając nam szansę wglądu w ich dusze i motywacje działań (choć w niektórych miałem wrażenie pewnych drobnych dłużyzn).
Nikogo nie zaskoczę stwierdzeniem, że gdyńska scena ma wybitny zespół aktorski, wokalny i baletowy i obsada jest tu na najwyższym poziomie. Oczywiście w rolach głównych mamy dublury - pozwolę sobie pokrótce powiedzieć kilka słów o tych aktorach, których oglądałem.
Furie (Katarzyna Kurdej, Magdalena Smuk i Aleksandra Meller) są znakomite. Ich synchronizacja, ich magnetyczna obrzydliwość, ich cynizm, ale też ich sprytne wykorzystanie działają na wyobraźnię. Zwłaszcza Magdalena Smuk oczarowała mnie absolutnie i bezwarunkowo!
Zachwyca także Rafał Ostrowski jako Neron. Jest obłąkany - to bije z każdego gestu i słowa. Jedyne, co zgrzyta w tej postaci, to znakomity wokal, który nie pasuje do potajemnych utyskiwań współbiesiadników na jego fałsze. Oczarował mnie (choć nie od początku) Marek Nędza jako Petroniusz. Im dalej w spektakl, tym jego postać zachwyca bardziej. Arbiter elegancji, filozof, hedonista do szpiku kości, jednak umiejący kochać, mądry doradca i cyniczny gracz poruszający się przy władcy. Scena jego śmierci i symboliczne (najprostsze, a jednocześnie najpiękniejsze) rozwiązanie tu zastosowane na długo zapadnie mi w pamięć. Może to paradoks, że najmniej podobała mi się główna para. Jakub Brucheiser jako Winicjusz wydał mi się w kilku momentach zbyt brutalną postacią. Wiem, że wprost wynika to z tekstu książki, nie mniej ucierpiała na tym wiarygodność jego przemiany. Choć to zastrzeżenie dotyczy zapewne bardziej koncepcji reżysera, niż tego skądinąd świetnego aktora obdarzonego ogromną charyzmą i znakomitym głosem. Równie czarującym głosem dysponuje Julia Duchniewicz grająca Ligię, ale tu już zupełnie nie rozumiem sposobu kreacji postaci. Ligia jest bowiem głównie nijaka, co jeszcze dodatkowo podkreśla kostium i peruka. Niezbyt podobał mi się także Zbigniew Sikora jako Chilon Chilonides (być może dlatego, że tak bardzo wryła mi się w pamięć znakomita rola Jerzego Treli w niezbyt skądinąd udanej ekranizacji "Quo vadis" w reżyserii Jerzego Kawalerowicza).
Wzruszające były Adrianna Koss jako Eunice oraz Maja Gadzińska w roli Akte. Warto docenić jeszcze Katarzynę Wojasińską-Richter w roli żony Nerona (zwłaszcza jej przemianę z silnej i władczej kobiety w załamaną matkę) i Izabelę Pawletko jako Chryzotemis. Może nie miał zbyt wiele do zagrania Bernard Szyc jako św. Piotr, ale jego kojący głos naprawdę wspaniale oddawał tę postać. Przy okazji mam tylko wątpliwość co do jego dialogu z Jezusem, z którego wzięto tytuł powieści. To, że nie pokazano Jezusa, wydaje mi się dobrym pomysłem i świetnie oddaje duchowy charakter tej sceny. Czy jednak kwestie Chrystusa powinny mówić Furie? Miałem tu spory zgrzyt…
Przez cały spektakl jako swoisty łącznik przewija się postać uwolnionej przez Pomponię Sroki. Wprowadzała momentami trochę humoru i wzruszenia, jednak myślę, że zabrakło nieco pomysłu na dopracowanie jej wątku. Jako element natury mogłaby wszak stanowić jakąś przeciwwagę dla Furii. Nie mniej docenić należy grającą ją Aleksandrę Ludwikowską. No i na koniec, bo niestety w niewielkiej roli, ale jednak przykuwający uwagę i jak zawsze świetny zarówno w scenach zespołowych, jak i indywidualnych (to zwielokrotnione umieranie w czasie piosenki Akte) - Jędrzej Gierach, któremu także kilka ciepłych słów się należy.
Podsumowując, bo zrobiła się z tego najdłuższa recenzja na mojej stronie - myślę, że ducha Sienkiewicza oddano w spektaklu znakomicie, choć bardziej, niż "ku pokrzepieniu serc", powstał spektakl ku ich przerażeniu. Opowieść, która - także dzięki świetnemu finałowi - każe zastanowić się nad ciągłością okrucieństw w historii, a jednak niepozbawiona humoru, bardzo widowiskowa, momentami wzruszająca. Jeśli nie zachęci do lektury książki to w każdym razie sprawi, że jej bohaterowie na nowo odżyją w masowej wyobraźni i znowu staną się ważnym punktem odniesienia w sztuce. Najkrócej mówiąc - warto!
Ocena spektaklu: ⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐/10
Spektakl dla widzów wprawionych teatralnie: Nie