Wicked
Reżyseria: Wojciech Kępczyński Teatr: Teatr Muzyczny ROMA w Warszawie
Data publikacji: piątek, 11.04.2025
Ocena: 9/10
Ciężko recenzuje się spektakl, na który i tak wszyscy pójdą. Bo jak wszystko, co w Teatrze Muzycznym ROMA w Warszawie wyreżyserował Wojciech Kępczyński, także "Wicked" to hit, na jaki czekają wielbiciele musicalu. W dodatku familijny, idealny dla całej rodziny.
Wielu na ten spektakl czekało w Polsce od dawna, a już na pewno odkąd popularność zdobyła filmowa adaptacja tego amerykańskiego musicalu z muzyką i tekstami piosenek Stephena Schwartza. To adaptacja książki, która opisała początek historii, jaką znamy z "Czarnoksiężnika z Krainy Oz", ale także twórcze rozwinięcie tego dzieła i losów jego bohaterów.
Osią narracji jest przyjaźń między dwoma młodymi kobietami: Elfabą, która później będzie znana jako Zła Czarownica i Glindą, która zasłynie jako Dobra Czarownica. Ich historia to moraliet uczący, że rzeczy rzadko są takie, jakie nam się wydają (i jak to przedstawiają nam władze i ich rzecznicy), że warto być dobrym dla innych, że mimo różnic możemy pięknie współpracować i współdziałać. Przesłanie ważne, zwłaszcza wobec dzielących nas waśni i wobec szkolnej przemocy rówieśniczej, o której wciąż tak wiele się słyszy. Tym nie mniej jakoś nie kupiłem tej historii. Proszę mnie źle nie zrozumieć – ja wiem, że mamy do czynienia z hitem, ale to nie do końca moje klimaty, a perfekcyjność całości działała na mnie przytłaczająco.
Bo to jest – przyznajmy uczciwie – perfekcyjny spektakl, robiony od początku do końca jako hit, z dużą świadomością własnego potencjału. Nie ma ani jednej źle zaśpiewanej, zagranej, zatańczonej sceny, jest bezbłędny. I chyba właśnie to mnie dystansuje. Ja wiem, że to brzmi dziwnie, nie do końca umiem to wyrazić (może ktoś ma podobnie i mi pomoże?), ale to jak pieprzyk na twarzy Marilyn Monroe – właśnie w tej "skazie" tkwi jej największe piękno i właśnie tego pieprzyka zabrakło mi, by dać pełną punktację i przede wszystkim dać się porwać. Dołączam też do recenzującego ten spektakl w "Rzeczpospolitej" Jacka Cieślaka, że sama muzyka raczej nie porywa. Spektakl urzeka inscenizacyjnym rozmachem i znakomitym aktorstwem, ale muzycznie nic nie zostało we mnie następnego dnia (choć orkiestra pod wodzą Jakuba Lubowicza także grała perfekcyjnie).
Wersja ROMY jak zawsze zrealizowana jest jako non-replica, czyli nie powiela rozwiązań oryginalnej inscenizacji. Za scenografię odpowiada Mariusz Napierała i – jak to w tym teatrze bywa – są porządne i piękne elementy dekoracji na ruchomych platformach oraz dopełniające je projekcje. A do tego przepiękna gra światłem (reżyseria światła – Marc Heinz). Są jeszcze efekty specjalne z lotem i lewitującą księgą na czele – urzekający czad! Brawurowo prezentują się też kostiumy zaprojektowane przez Martynę Kander. Pochwalić trzeba dużo scenariuszowego humoru i sporo ciekawych aluzji (np. do zielonego ładu). Ale przede wszystkim siłę ROMY i tego spektaklu stanowi perfekcyjna, znakomicie scastingowana obsada (oczywiście z dublurami w głównych rolach).
Ja w roli Elfaby widziałem Marię Tyszkiewicz (rolę tę grają jeszcze Natalia Krakowiak i Zofia Nowakowska). Była znakomita. Emocjonalna, wrażliwa, świetna zarówno w wyzwaniach aktorskich, jak i w wokalnych. W swoich pierwszych scenach z tym dystansem i nonkonformizmem kojarzyła mi się z połączeniem bezczelności młodej Dody i Wednesday z serialu Netflixa. Na pochwałę zasługuje jeszcze jej niesamowita dykcja – nie tylko rozumiałem każde słowo śpiewanych przez nią piosenek, ale słyszałem wyraźnie każdą głoskę. Spod zielonego makijażu biły emocje i charyzma widoczna w każdym grymasie i spojrzeniu. Wielkie, wielkie brawa!
Galindę kreują Anna Federowicz, Patrycja Mizerska i Agnieszka Przekupień. Widziałem pierwszą z nich i była świetna, choć irytowała mnie sama postać. Z drugiej strony właśnie dzięki tej wyrazistości w różu i blondzie, jej przemiana była wyraźna i wiarygodna. Kochanego przez obie panie Fijero grają Marcin Franc i Janek Traczyk. Cieszę się, że mogę tu pochwalić tego drugiego. To ciekawe, że choć w pierwszych scenach jest bogatym dupkiem, dzięki jego grze czuć było już wtedy drugie dno postaci, jakąś wizję zmiany. Oczywiście jest też bardzo dobrze wokalnie i tym razem w miłosne rozterki, nawet scenariuszowo i fabularnie naiwnie, dało się uwierzyć. Jako Madame Maskudną widziałem Barbarę Melzer (dublura: Katarzyna Walczak) i absolutnie zakochałem się w jej głosie. Wydawał mi się stworzony do tej roli. Damian Aleksander jako Czarodziej podobał mi się zwłaszcza w scenach pewnej dezynwoltury, zmęczenia, zblazowania nawet (choć domknięcie jego wątku jest dość pretensjonalne i przewidywalne; w tej roli możemy trafić też na Tomasza Steciuka). Nessaroza, siostra Elfaby, to postać, której chciałbym oglądać więcej. Straszna szkoda, że jej losy są tylko zaznaczone, bo wydaje mi się, że bohaterka miała potencjał, podobnie jak grająca ją Joanna Gorzała (dublura: Maria Juźwin). Znakomity od pierwszej chwili był Boq w wykonaniu Macieja Dybowskiego (dublura: Karol Jankiewicz). Będąc tuż przed trzydziestką i zagrać wiarygodnie zakochanego nastolatka – szanuję i podziwiam. Świetny był także Wojciech Dmochowski jako dr Dillamond (brawa także za charakteryzację postaci, którą gra na zmianę z Przemysławem Redkowskim). Moją uwagę w galerii pozostałych aktorów tworzących – jak to ładnie napisano w obsadzie – "Zespół aktorsko-wokalny" przykuł jeszcze Michał Piprowski. Pamiętam go z Aidy i na tle znakomitej grupy jaśniał, prezentując znakomity warsztat aktorski i ogromne zaangażowanie w każdej ze scen.
Generalnie cały zespół śpiewający i tańczący jest znakomity, aż chciałby się więcej takich klasycznych, musicalowych układów zbiorowych, bo – choć te, które były, były znakomite – miałem w tym względzie pewien niedosyt. Za choreografię spektaklu odpowiadała Agnieszka Brańska.
Od samego początku ma się tu wrażenie obcowania z hitem i świadomość, że tłumy będą walić na spektakl po kilka razy, by zobaczyć różne obsady. Każda premiera ROMY jest wielkim wydarzeniem, a rola, jaką ten teatr odegrał w rozwoju musicalu nad Wisłą jest nie do przecenienia. Proszę więc korzystać i zobaczyć, czy dacie się porwać i czy pomimo braku pieprzyka będziecie zachwyceni. A może tylko ja go nie dostrzegłem?
Ocena spektaklu: ⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐/10
UWAGA! Na udostępnionych przez teatr zdjęciach inna niż opisywana obsada.