Sztukmistrz z miasta Lublina
Reżyseria: Witold Mazurkiewicz Teatr: Teatr Polski w Bielsku-Białej
Data publikacji: piątek, 03.03.2023
Ocena: 9/10
A więc kolejna recenzja teatralna, a w niej znów nośny temat, czyli... Żydzi. "Sztukmistrz z miasta Lublina" w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej - spektakl na podstawie powieści noblisty, Isaaca Singera, w reżyserii Witolda Mazurkiewicza. A wśród współtwórców takie nazwiska jak: Zygmunt Konieczny (muzyka), Jan Szurmiej (libretto i konsultacje judaistyczne) czy nieodżałowana Agnieszka Osiecka (songi). Spektakl... absolutnie cudowny i zjawiskowy! Naprawdę rzadko można oglądać tak udaną realizację muzyczno-dramatyczną, w której wszystkie elementy układanki współgrają ze sobą tak perfekcyjnie, że nie wiem od czego zacząć.
Może więc zacznę od samokrytyki - to był mój pierwszy spektakl w bielskim teatrze i zupełnie nie miałem świadomości, jak wspaniały poziom prezentuje ta scena! Potencjał tego zespołu jest przeogromny, partie wokalne brzmią cudownie, sceny dramatyczne są wiarygodne, a aktorzy wiedzą co i po co grają. Będę wracał - obiecuję!
Mateusz Wojtasinski to w tym spektaklu człowiek-instytucja. Zjawiskowo śpiewa, dialoguje, wspina się, czyni akrobacje, tańczy, robi sztuczki magiczne. Jego Jasza to postać pełna życia i buntu, trochę komediant, trochę utracjusz, trochę niebieski ptak brnący ciągle po rozwieszonej linie. Rozwieszonej nad przepaścią dosłowną, ale i metaforyczną - przepaścią obyczajową, przepaścią religii i moralności. Marzy mu się jednak wspinaczka po innej linie - tej zwisającej z góry, jak wyzwanie rzucone Bogu. Jest wiarygodny, kiedy stawia fundamentalne pytania o istnienie Tego, który wciąż jest większym od niego sztukmistrzem. Pytania o tożsamość i działanie Boga nie uzyskują w spektaklu łatwych odpowiedzi - zmuszają jednak do refleksji tak katolików, jak ateistów, a i zapewne zmusiłyby Żydów. Żydów, których w Polsce w zasadzie nie ma, nie ma ich tradycji i obrzędów. I tu dygresja - Uderzył mnie ten spektakl w kontekście wojny na Ukrainie - wojny niosącej śmierć, zagładę i zniszczenie, wojny niszczącej też kulturę i tradycję. Jak dziś wyglądałaby Polska bez II wojny światowej? Czy pomijając wszelkie inne aspekty naszej tragicznej historii dzielnice żydowskie wyglądałyby tak, jak w chyba jedynej dobrej scenie finałowej niezwykle słabego filmu "Ambassada" Juliusza Machulskiego?
Zabrnąłem w dygresję, a miało być o aktorach - Panie Mateuszu jest Pan wspaniały! Ale reszta zespołu nie zamierza zostać w tyle! Wszystkie kobiety Jaszy wspaniale dotrzymują mu kroku. Są tak różne, jak różny i pełen sprzeczności jest sam Jasza. Można mu wierzyć, kiedy każdej z nich mówi, że je kocha. Najbardziej znana szerokiej publiczności aktorka bielskiej sceny, Anna Guzik, zagrała naprawdę wspaniale. Przy okazji wielka pochwała dla reżysera za mądrą erotykę - spotkania głównego bohatera z kolejnymi kobietami są zmysłowe, sensualne i seksualne, a jednocześnie erotyka nie jest ani wulgarna, ani prostacka. Kostiumy odsłaniają dokładnie tyle, ile powinny. W dobie często bezsensownej teatralnej nagości - powściągliwość jest sztuką!
Na oddzielne brawa zasługują sceny chasydzkich obrzędów - Tomasz Lorek w roli kantora wywołał u mnie dreszcz, a jego głos przeszywał na wylot. Koił, działał jak muzykoterapia. Dopracowanie polifonii utworów muzycznych z jego wiodącym, klasycznym śpiewem zachwyca absolutnie. Na brawa zasługuje każdy członek aktorskiego zespołu - w ich postaciach odpowiednio wybrzmiewają charaktery napisane często grubą kreską, ale nie karykaturalne. Świetnie radzą sobie także z tańcem - tym obrzędowym i tym knajpianym, a także z choreografią pojedynków.
Jakby ktoś miał mało pochwał zespołu i wątpił w jego moc - mam ostatnio przeświadczenie, że w teatrach nadużywane są mikroporty. Jasne, że są niezbędne przy piosenkach, ale pamiętam jeszcze, że na dialogi mówione, zwłaszcza gdy w tle nie było muzyki, je wyłączano. A tymczasem teraz nawet w teatrach dramatycznych zdarzają się kameralne realizacje z mikroportami lub pojemnościowymi mikrofonami ustawionymi przed sceną. Narzekając na innych chcę pochwalić Bielsko - mikroporty używane były wtedy i tylko wtedy, kiedy były potrzebne. Bierzcie przykład!
Nie można pominąć scenografii Damiana Styrny - minimalistyczne wielkie, drewniane schody wzbogacone o kilka rekwizytów i opuszczanych elementów oraz kotarę, będącą ekranem dla projekcji symbolicznie, oddają kolejne przestrzenie. Nie przytłaczają, ale jasno wskazują miejsce akcji. Znakomitym pomysłem okazało się wkomponowanie w ukryte w dekoracji szafki miniatur mieszkań partnerek Jaszy - otwarcie szafki, powiększenie widoku na projekcji i mamy konkretne mieszkanie. Zabieg prosty, a jednocześnie wymowny. Cudownie, że bielska scena nie nadużywa projekcji - są miłym dodatkiem, nie przytłaczają. Świetnie wyglądają też kostiumy. Podsumowując - te 3 godziny zleciały mi jak z bicza strzelił. Podobnie jak całej 30-osobowej grupie ludzi w różnym wieku, którą na ten spektakl miałem przyjemność zabrać w ramach akcji "Kultura na wyjeździe". Nie jest to spektakl miły, łatwy i przyjemny. Bywa bolesny, ale jest piękny i mądry, świetnie zagrany i zrealizowany. Warto! Z czystym sumieniem polecam miłośnikom teatru!
Ocena spektaklu: ⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐/10
Spektakl dla widzów wprawionych teatralnie: raczej tak, przynajmniej w minimalnym zakresie