Zanurzenie
Reżyseria: Marcin Wierzchowski Teatr: Teatr Śląski im. S. Wyspiańskiego w Katowicach
Data publikacji: środa, 04.09.2024
Ocena: 9/10
Na spektakl "Zanurzenie" w Teatrze Śląskim w reżyserii Marcina Wierzchowskiego (wraz z Michaelem Rubenfeldem są także autorami tekstu) poszedłem zupełnie w ciemno. Przyzwyczajony, że na tutejszej Scenie Kameralnej grane są raczej krótkie spektakle, najpierw zdziwiłem się, gdy zapytawszy o czas trwania usłyszałem "dwie i pół godziny z przerwą". I właściwie do końca przedstawienia ze zdziwienia nie wyszedłem. A że stopniowo dochodził także zachwyt, już w pierwszych słowach polecam i zachęcam - koniecznie zobaczcie ten spektakl!
Lubię niejednoznaczne historie, pierwiastek fikcji czy raczej mitu wsadzony w codzienność, wokół którego zaczyna się kręcić świat. Lubię także teatralny wgląd w naszą rzeczywistość i współczesność - portrety ludzkie, w których można odnaleźć siebie i bliskich. Ten spektakl łączy te dwa porządki i pewnie dlatego tak mnie ujął.
Mamy rodzinę - matkę, ojca, dorosłe dzieci: córkę i syna. Zwyczajnych, bliskich, rzeczywistych, naturalistycznie (i brawurowo) zagranych. Żyjących gdzieś obok nas - w spektaklu padają nazwy katowickich ulic i sklepów. Mamy mieszkającą w ich domu Ukrainkę, która uciekła przed wojną - bolesne przypomnienie, że to, co oglądamy, dzieję się teraz. Jest jeszcze (o czym dowiemy się nieco później) ciocia Teresa oraz nagle pojawiający się w ich domu Nieznajomy. To jedna z najciekawszych, najbardziej intrygujących teatralnych postaci, jakie widziałem od dawna. Dość powiedzieć, że stanie się on katalizatorem pozwalającym na przepracowanie szerokiej gamy rodzinnych traum z przeszłości. Ujawnienie więcej pozbawiłoby widzów wiele satysfakcji z rozwikływania scenicznej łamigłówki, jaką początkowo otrzymujemy.
Podglądając rodzinę w jej codzienności i zdarzeniach niecodziennych trudno uciec od wrażenia pewnej filmowości tego dramatu. Takie historie częściej goszczą na ekranie (także telewizyjnym - w serialach) niż scenie. A jednak co jakiś czas zręcznie wytrącani jesteśmy z "telenowelowości" spektaklu.
Wielka w tym rola aktorów. Zespół Teatru Śląskiego ze spektaklu na spektakl udowadnia swoją siłę wyrażającą się nie tylko w jednostkowych popisach aktorskich, ale znakomitej grze zespołowej. Absolutnie świetna jest grająca głowę rodziny Violetta Smolińska jako kobieta, która zbyt długo musiała być silna, która postawiła sobie za cel kontrolę sytuacji w całej rodzinie. Niezawodnie znakomita (bo od dawna zachwyca w każdej roli) jest Agnieszka Radzikowska w roli jej córki. Kongenialne są Karina Grabowska jako złamana życiem i łapiąca się wszelkich desek nadziei Teresa oraz Kateryna Vasiukova jako Iryna. W przypadku tej ostatniej mamy głęboki rys autentyczności - ukraińska aktorka, która wyjechała z rodzinnych stron, doskonale rozumie traumy uchodźców. W obsadzie spektaklu w roli męża wymieniony jest Grzegorz Przybył, tymczasem w oglądanym przeze mnie spektaklu rolę tę grał Artur Święs. Nie wiem, czy to jednorazowe zastępstwo, czy obsadowa zmiana, acz absolutnie nie miałem wrażenia, by ten znakomity aktor nie odnalazł się w swojej roli. Wyciszona postać została przez niego przedstawiona znakomicie. Słowa uznania należą się także aktorom gościnnym, przede wszystkim Michaelowi Rubenfeldowi jako Nieznajomemu. Ten kanadyjski aktor filmowy i teatralny o polskich korzeniach wykreował postać, która intryguje, zaciekawia, wzrusza i bawi. Bardzo dobry jest także chwalony przeze mnie za swoje role w sąsiednim Teatrze Ateneum Dawid Kobiela jako Mikołaj.
Do końca I aktu spektakl naprawdę trzymał mnie za gardło trochę myląc tropy, trochę mieszając wątki i snując wielotorowo kilka opowieści. Niestety część z nich w II akcie nie znalazła satysfakcjonującego rozwinięcia czy wręcz rozwiązania (wątek brata Iryny, ale także sama postać Nieznajomego. Jego obecność w II akcie jest zresztą znacznie mniej ciekawa). Wśród przepracowywanych traum i targania naszymi emocjami, pojawia się też wiele momentów ciepłych, zabawnych, dowcipnych, lekkich. To żonglowanie nastrojami to kolejna zaleta spektaklu. No i jeszcze ta uniwersalna, choć w gruncie rzeczy banalna prawda - różnorakie wydarzenia, złe wspomnienia i traumy należy przepracowywać, by całkowicie w nich nie zatonąć.
Ocena spektaklu: ⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐/10
Spektakl dla widzów wprawionych teatralnie: Niekoniecznie
Recenzja wideo niebawem. Z powodu braku plakatu w foyer zdjęcie z ulotką w adekwatnej przestrzeni pięknego, mikołowskiego Rynku.