"Deprawator" oraz "Dowód na istnienie drugiego"
Reżyseria: Maciej Wojtyszko Teatr: Teatr Telewizji TVP
Data publikacji: piątek, 22.08.2025
Ocena: 6/10
Dwa spektakle o Witoldzie Gombrowiczu, oba autorstwa i w reżyserii Macieja Wojtyszki, oba przeniesione z warszawskich scen na ekran – to kolejne pozycje w ramach nadrabiania zaległości z oferty Teatru Telewizji TVP. I oba niestety podobały mi się średnio (choć z wyraźnym wskazaniem).
To intelektualna i wymagająca twórczość, przeznaczona dla osób znających dobrze biografie, konteksty i dzieła. Pewnie im więcej się wie o życiu i twórczości Gombrowicza, Mrożka, Miłosza i Herberta, tym większa radość z odkrywania kolejnych "smaczków" zawartych w dialogach i monologach. Ciężko nie docenić erudycji takiego teatru, zwłaszcza w mistrzowskim wykonaniu aktorskim, a jednak nie mam wrażenia, że dowiedziałem się czegoś nowego, że tematy, o których rozprawiali bohaterowie jakoś mnie dotknęły, że bon moty, jakimi się przerzucali, zapadły we mnie w jakiejś większej ilości i na trwałe.
Ale po kolei. Zacznijmy od tego – w moim odczuciu – lepszego, czyli "Dowodu na istnienie drugiego". To spektakl przeniesiony z Teatru Narodowego z Janem Englertem w roli "Gombra" i Przemysławem Stippą jako Sławomirem Mrożkiem (w wersji teatralnej rolę tę grał Cezary Kosiński). Występują jeszcze Kamilla Baar jako Rita (przyszła żona Gombrowicza), Dominika Kluźniak jako żona Sławomira Mrożka, malarka Maria Obremba, a także Marcin Przybylski (malarz Kazimierz Głaz) oraz Grzegorz Kwiecień i Monika Dryl (architektoniczno-literackie małżeństwo Paczowskich). Być może mój lepszy odbiór utworu wypływa z faktu, że lepiej znam twórczość pojawiającego się tu Mrożka, niż występujących w drugim z tytułów Miłosza i Herberta. Ale też zdecydowanie bardziej przemówiła do mnie rola rozsadzającego swoją energią ramy ekranu Jana Englerta. "W jego wykonaniu największe bzdury nabierają sensu i logiki. On ma w sobie jakąś nadwyżkę sensu, a my tu przecież cierpimy na brak sensu" – mówi o Gombrowiczu Paczowski po kilku minutach spektaklu i to piękne wprowadzenie do tego, co zobaczymy za chwilę. Jego gry toczone z bohaterami, jego humor, jego przekonanie o własnej wielości tak szczere, że nie wydające się ani pyszne, ani śmieszne. "Jestem geniuszem i tego samego wymagam od ciebie" – tłumaczy Mrożkowi.
Znakomity jest dialog, który odbywa się, gdy wchodzą do domu pod nieobecność gospodarzy. To w praktyce wykład o stanowiącej esencję gombrowiczowskiej twórczości formie. Podobnie, gdy oczekuje składania mu teatralnych hołdów – przecież to scena żywcem wyjęta ze "Ślubu". Wspaniała jest rozmowa z żoną Mrożka na temat malarstwa. I wspaniale zestawione jest to wszystko z milczeniem i wycofaniem Mrożka, który przez cały spektakl wypowiada raptem kilkanaście słów. Aż do finału, gdzie głosi zamykające spektakl dwa monologi, pozwalające wreszcie odkryć co sądzi i jak się ustawia wobec Gombrowicza.
Ten spektakl oceniłbym na (nieco naciągane) 7 gwiazdek lecz, choć nie jest długi, zdecydowanie dobrze zrobiłoby mu jeszcze mocniejsze skondensowanie i pozbycie się części wątków. Z zarzutów dodam jeszcze tylko wątpliwość: czemu (w odróżnieniu od "Deprawatora") nie zdecydowano się dodać napisów tłumaczących niewielkie fragmenty francuskich dialogów?
"Deprawator" to spektakl z warszawskiego Teatru Polskiego, w którym Gombrowicz, grany przez Andrzeja Seweryna, spotyka się z małżeństwem Miłoszów (Wojciech Malajkat i Grażyna Barszczewska) oraz Zbigniewem Herbertem (Paweł Krucz zaskakujący autentycznym podobieństwem do poety). Akcenty rozłożone są nierówno – ten ostatni ma tu zdecydowanie najmniej do powiedzenia, wydaje się jakby dołożony do narracji jako przeciwwaga. Jego spór o patriotyzm z Miłoszem, przechodzący w pojedynek na miny żywcem wyjęty z "Ferdydurke" zapamiętam jednak najmocniej.
W tym już zdecydowanie przegadanym spektaklu przeplatają się ważne i błahe słowa oraz wprowadzające nieco ruchu gesty (jak próba obcięcia przez Gombrowicza miłoszowych brwi). Nie mniej całość sprawia wrażenie raczej senne i akademickie. W potoku słów ginie sens rozważań o patriotyzmie, giną zagadane postaci. Choć Seweryn to aktor wybitny, bardziej podobała mi się kreacja Englerta, nie przemówiła też do mnie rola Malajkata, w którym jako żywo Miłosza dostrzec trudno i który choć aktorem jest sprawnym znów wypada podobnie do tego, co oglądałem w jego wykonaniu już wiele razy. Warto docenić role kobiece – poza Barszewską to także świetna Magdalena Zawadzka jako przyjaciółka Gombrowiczów, polska aktorka Iza de Neyman oraz Anna Cieślak jako Rita Labrosse.
Temu spektaklowi dałbym 5 gwiazdek (doceniając inteligencki charakter i zakładając, że na pewno nie wyłapałem wszystkiego z przebogatej litanii kontekstów).
Podsumowując: ⭐⭐⭐⭐⭐/10 dla "Deprawatora" oraz ⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐/10 dla "Dowodu na istnienie drugiego", co daje nam uśrednione ⭐⭐⭐⭐⭐⭐/10.