Vanitas
Reżyseria: Maciej Englert Teatr: Teatr Współczesny w Warszawie
Data publikacji: poniedziałek, 02.09.2024
Ocena: 8/10
Nie ma lekko – wakacje się skończyły, startuje rok szkolny, a wraz z nim nowy sezon teatralny. Wracają więc stare, recenzenckie obowiązki, choć chyba cieszę się bardziej, niż uczniowie wracający do szkół. Tym bardziej, że recenzowanie takiego spektaklu jak "Vanitas" w Teatrze Współczesnym w Warszawie to przyjemność.
Tytułem napisanym przez francuską dziennikarkę Valérie Fayolle żegna się z widzami Maciej Englert – reżyser spektaklu i przez ponad 40 lat dyrektor Współczesnego. Fabuła jest prosta – w starym domu przy umierającym ojcu (Leon Charewicz, którego niestety tylko słyszymy) i osuwającej się w demencyjne majaki matce (fenomenalna Marta Lipińska, cudownie żonglująca humorem i wzruszeniem, perfekcyjnie oddająca zagubienie, ale i upór) gromadzi się trójka dzieci. Jeśli spędzą tu miesiąc, zostaną ujęci w testamencie, a w przeciwnym razie będą wydziedziczeni. Sprawę komplikuje nie tylko różnica charakterów, ale nieoczekiwanie ujawniane historie z odległej przeszłości.
Choć królową jest tu niewątpliwie Marta Lipińska (prywatnie żona reżysera), wielkie brawa należą się także pozostałym aktorom, którzy świetnie oddali rodzinne napięcia, antagonizmy i próby charakterów. Dwóch synów – zadufanego w sobie bankiera oraz romantyka z gitarą – zagrali odpowiednio Szymon Mysłakowski oraz Mateusz Król (przy okazji drugi z nich pokazuje, że świetnie śpiewa). Najmłodsze z dzieci gra Monika Pikuła i mam wrażenie, że to właśnie ona wiedzie w scenicznym rodzeństwie aktorski prym. Jest jeszcze Barbara Wypych, żona starszego z braci i eks (a może nie tylko) miłość młodszego z nich, opętana manią porządkowania.
Dzięki temu spektaklowi lepiej zrozumiałem świetną myśl Angeli Carter: "Komedia to tragedia, która przytrafia się innym ludziom". Bo faktycznie bohaterowie, gdyby tak wczuć się w ich sytuację (a dość naturalistyczne aktorstwo tak różne, od tego w przerysowanych farsach, na to pozwala), łatwo nie mają. Lawina podejrzeń, domysłów, informacji z przeszłości i trupów w szafie niszczy wiele wyidealizowanych obrazów. Nie warto mówić i pisać za dużo – warto dać się zaskoczyć tej historii! Zwłaszcza w finale pierwszego aktu to naprawdę przezabawna opowieść, dzięki kunsztowi reżyserskiemu i aktorskiemu wypadająca znakomicie. Niestety nic nie pomoże na to, że w drugim akcie materiał jest znacznie słabszy i rozbuchane komediowym wstępem nadzieje muszą się zadowolić mniej ciekawą potrawą. Wątki niby brną do pointy, ale w taki sposób, jakby autorkę gonił czas, a nad głową wisiała jej wizja deadline'u. Trochę więc szkoda. Chyba lepiej spektaklowi zrobiłby skrót o kilkanaście minut, pominięcie paru scen i zamknięcie się w jednym, nawet pełnym niedopowiedzeń akcie.
Całość spektaklu rozgrywa się w bardzo dobrej scenografii, której autorem jest Marcin Stajewski.
Podsumowując – wbrew tytułowi wcale nie mamy do czynienia z marnym spektaklem, a komedią, która na pewni rozśmieszy każdego. Doskonale zagraną, sprawnie wyreżyserowaną i nie głupią. Proszę o więcej takich tytułów!
Ocena spektaklu: ⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐/10
Spektakl dla widzów wprawionych teatralnie: Nie