Ballady i romanse
Reżyseria: Gabriel Gietzky Teatr: Śląski Teatr Lalki i Aktora "Ateneum" w Katowicach
Data publikacji: wtorek, 09.04.2024
Ocena: 5/10
Oglądałem ostatnio film "Piep*zyć Mickiewicza". Moim zdaniem koszmarny na wszystkich poziomach, ale w recenzenta filmowego bawić się nie chcę (polecam na YouTube kanał "Ponarzekajmy o filmach" – najczęściej zgadzam się z autorem i po prostu dobrze mi się go słucha. Trochę inspiruję się też nim w recenzjach wideo). Piszę o filmie dlatego, że kołatało mi się to tytułowe sformułowanie, kiedy oglądałem w Teatrze Ateneum w Katowicach "Ballady i romanse".
Mam z recenzją problem, bowiem wiem doskonale, że nie jestem targetem tej produkcji. Spektakl w reżyserii Gabriela Gietzky'ego ma do wierszy napisanych przez Mickiewicza 200 lat temu zachęcić młodzież. Nie wiem czy robi to udanie. Nie chcę (jak scenarzyści wspomnianego filmu) udawać, że wiem cokolwiek o dzisiejszej młodzieży i ich artystycznej wrażliwości. Wiem jedynie tyle, ile dowiem się od "mojej" grupy teatralnej, a na nią jednak uczęszczają jednostki nieprzeciętne. Ale czy działanie "pod młodzież" usprawiedliwia wszystko? I czy naprawdę jeśli tempo nie będzie podkręcone na 170%, a część tekstów przerobionych na kabaret nikt z tego niczego nie wyniesie, a młodzież tylko się znudzi? Jeśli tak, to mogę się tylko zasmucić.
Utyskiwałem jakiś czas temu na "Ballady i romanse" grane w Będzinie (link do recenzji TUTAJ) i osadzone w konwencji horroru. Zarzucałem im efekciarstwo, niespójność i zbyt mocne dociskanie, ale tym razem mam wrażenie, że przesadzono w drugą stronę. Jakby Mickiewicz nie był już w stanie nikogo wzruszyć, zaskoczyć, wystraszyć bez kabaretowej otoczki. Jakby wszystko trzeba było obśmiać i ścigać się w coraz większym dystansie. Mówię o inscenizacji, bowiem – i to akurat wielki plus – tekst został zachowany bez ingerencji i słyszymy całą Romantyczność, Świteziankę, Lilie czy Rybkę, choć działania jakie się wokół nich odbywają i sceniczna oprawa przypominają raczej "Dzieła wszystkie Szekspira w nieco skróconej formie". Może na zasadzie skojarzeń wryją się widzom w głowę jakieś frazy, może odebranie tekstom nadęcia i otoczki "narodowej literatury" sprawi, że rzeczywiście będą dla młodzieży atrakcyjne. Tylko czy coś to da? Co z tego, że "coś" zostanie, jeśli to "coś" będzie wyprane z emocji i kontekstów i wpisane w nieprzystającą (konsekwentnie i świadomie) formę?
Spektakl przypomina modne ostatnio improwizacje, ociera się o groteskę, kabaret, formułę otwartej próby. Swobodnie łamiąc czwartą ścianę aktorzy dialogują z publicznością (i wypadają w tym wiarygodnie. Widać, że dobrze im ten tekst "leży" i potrafią momenty między kolejnymi wierszami wykorzystać wplatając odniesienia do bieżących wydarzeń i sytuacji – np. głosowania wyborczego w dniu wyborów samorządowych). Poziom "absurdalności" konwencji stopniowo rośnie, by na koniec… wziąć całkowity odwrót i "Dudarza" słyszymy już bardzo na poważnie. Podobał mi się ten moment bardziej, ale jednak nie przykryło to wrażenia, że sprzyjamy nie do końca najlepszym gustom.
Dodam jeszcze tylko, że aktorzy stanęli na wysokości zadania tak wokalnie, jak i aktorsko. Utrzymują wysokie tempo, wykazują się sprawnością fizyczną i robią co mogą by przykuć uwagę widowni. Wspomagają się rekwizytami, czy pojawiającymi się elementami scenografii dopełnionej przez (niewiele moim zdaniem wnoszące) projekcje.
Jeśli miałbym wybierać, przy wszystkich opisanych wadach, wersja będzińska podobała mi się jednak dużo bardziej. Czy ktoś dziś może odczytać ten zbiór wierszy ciekawie, spójnie i w nowy sposób? Stworzyć opowieść stanowiącą namysł nad dziedzictwem i z szacunkiem przenoszącym go w teraźniejszość? Czekam na takie spektakle. Nie wiem czy będą atrakcyjne dla młodzieży. Na pewno dla jednostek, także młodych, będą.
Ocena spektaklu: ⭐⭐⭐⭐⭐/10
Spektakl dla widzów wprawionych teatralnie: Nie