tik, tik… BUM!
Reżyseria: Wojciech Kępczyński Teatr: Teatr Muzyczny ROMA w Warszawie
Data publikacji: poniedziałek, 08.04.2024
Ocena: 8/10
Tik, tik, bum. Tik, tik, bum - słyszy w głowie dobiegający trzydziestki Jon. Musical pod tym onomatopeicznym tytułem od pół roku grany jest na Novej Scenie Teatru Muzycznego ROMA w Warszawie. Jego sfrustrowany bohater opowiada o twórczym kryzysie, chęci, by wreszcie coś osiągnąć i przestać być jedynie "dobrze zapowiadającym się" kompozytorem na Broadwayu oraz swoich relacjach z dziewczyną i przyjacielem. Musical w 1990 roku stworzył amerykański kompozytor Jonathan Larson, wplatając weń wątki autobiograficzne i sporo gorzkich, acz dowcipnych przemyśleń na temat międzyludzkich relacji i świata.
Teatr Muzyczny Roma znam dobrze i bywałem tam wielokrotnie, ale na jego mniejszej scenie byłem pierwszy raz. Kameralna przestrzeń pozwala na wspaniałą bliskość z artystami (w tym przypadku potęgowaną tym, że główny bohater łamie czwartą ścianę zwracając się wprost do widzów). Robi to naprawdę znakomite wrażenie i pozwala wychwycić każdą emocję na twarzach aktorów.
Także reżysera Wojciecha Kępczyńskiego znałem dotychczas jedynie z monumentalnych realizacji dużej sceny. Okazuje się jednak, że w przestrzeni kameralnej odnajduje się równie dobrze i potrafi dopieścić detale, składające się na tę słodko-gorzką opowieść. Prosta, acz pomysłowa choreografia, naturalnie pojawiające się piosenki i wiele ciekawych pomysłów inscenizacyjnych "niosą" spektakl. Jednak całość projektu spoczywa tu przede wszystkim na aktorach. W głównej roli występują na zmianę Marcin Franc i Maciej Pawlak - ja widziałem tego drugiego. Wcześniej chwaliłem go za poznańskiego "Pippina" (wybitny spektakl! polecam produkcję i recenzję dostępną TUTAJ) i także tym razem muszę przyznać, że jest znakomity. Ma ogromną lekkość i swobodę, jest wiarygodny, wspaniały wokalnie i aktorsko. Wierzę w jego spektaklową frustrację od samego początku i chcę jako widz towarzyszyć mu w niełatwej drodze. Potrafi wzruszyć i rozśmieszyć, nierzadko w jednym zdaniu. Nie muszę chyba dodawać, że także wspaniale śpiewa.
Pozostała dwójka aktorów poza rolami głównymi - przyjaciela i dziewczyny - gra też całkiem sporo ról pobocznych. Wszystko w sposób bardzo umowny, acz konsekwentny - element stroju, rekwizyt, zmiana sposobu mówienia i już widz wie, że ma do czynienia z kimś innym. Wielkie brawa dla oglądanych przeze mnie Piotra Janusza (gra wymiennie z Maciejem Dybowskim) oraz Anastazji Simińskiej (gra wymiennie z Marią Tyszkiewicz) - są w swoich rolach po prostu świetni.
Na scenie mamy też nieco ukrytych w swoich boksach muzyków - rockowo-popowe piosenki wykonywane przy żywych instrumentach wypadają bardzo dobrze. Choć nie została we mnie żadna nuta, którą nuciłbym dłużej niż chwilę po wyjściu z teatru, zostało we mnie sporo scenicznych obrazków, jak choćby rozmowa telefoniczna (te spojrzenia Pawlaka i Simińskiej!), oglądanie nowego apartamentu (wspaniały jest zachwyt bogactwem) i słodka pokusa z cukierni. Umowność scenicznych rozwiązań, uboga scenografia (także bardzo symbolicznie z pomocą światła oddająca miejsce, w którym jesteśmy) i nienarzucające się kostiumy sprawiają, że w samym centrum znajdują się bohaterowie, którzy niezależnie czy mówią, czy śpiewają, opowiadają nam wciągającą historię, z którą możemy się utożsamiać. Bliska mi osoba powiedziała niedawno, że kiedy obudziła się rano w dniu swoich 30 urodzin, po prostu się popłakała. Ja sam dostałem wówczas koszulkę z napisem "Życie zacina się po 30-stce". Jest więc coś w tym kryzysie i tym bardziej cieszy wizja, w jaki sukces można swoje 30-lecie przekuć. Może jednak życie po trzydziestce może się zacząć?
Trwająca niespełna dwie godziny podróż z aktorami to znakomita przygoda, w którą warto wyruszyć niezależnie od wieku i podejścia do upływu czasu.
Ocena spektaklu: ⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐/10
Spektakl dla widzów wprawionych teatralnie: Nie
Uwagi: Niestety mimo dwukrotnej prośby Teatr Muzyczny ROMA nie dosłał mi zdjęć ze spektaklu. Uwzględniając kłopoty, jakie miałem z pozyskaniem ich także przy poprzedniej recenzji muszę z przykrością stwierdzić, że o ile artystycznie teatr stoi na wysokim poziomie, to trochę przykro, że marketingowo dba tylko o promocję w wielkich mediach, zapominając o takich szarakach jak ja. Tym bardziej, że to jedyna scena robiąca takie problemy...